Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

​Maciej Parowski (1946–2019)

Dodano: 04/06/2019 - numer 2344 - 04.06.2019
WSPOMNIENIE \ W takiej chwili na moment otacza nas cisza. Potem pustka. Ogłuszeni nie wiemy, co zrobić, co powiedzieć. O chorobie Maćka Parowskiego, która z siłą tsunami ujawniła się w ostatnią Sobotę Wielkanocną, wiedziałem od paru tygodni, ale wierzyłem, już może nie w cudowne ozdrowienie, ale przynajmniej odroczenie. Niestety happy endu nie było!
Parowski był moim przyjacielem i w pewnym sensie mentorem, jeśli można tak mówić o człowieku ledwie pół roku starszym. Kolega z równoległej, a potem, gdy zostałem na drugi rok, ze starszej klasy w liceum w Aninie. Wielki, rudy, poważny. Z podziwem czytałem jego recenzje filmowe w latach 70. Mądre, przenikliwe. Wiedziałem, że w okresie Solidarności zespół „Politechnika” demokratycznie wybrał go swoim naczelnym. A potem przypadkowe spotkanie z nim w samym dołku stanu wojennego zmieniło moje życie.
Maciek współtworzył „Fantastykę”, zachęcał do współpracy, potem kibicował moim książkom. Pierwsze poprawiał, recenzował. Ostro, ale życzliwie. Żartobliwie nazywałem go „papieżem polskiej fantastyki”. Dookoła kłębiło się mnóstwo przednich autorów – Zajdel, Snerg-Wiśniewski, Sapkowski, Oramus. Maciek, choć sam napisał dwie powieści, był przede wszystkim redaktorem. Jak Grydzewski, jak Giedroyć! Czytał cudze teksty, poprawiał, czasem dopisywał, nie licząc na wdzięczność, której przeważnie rzadko się doczekiwał. Wyprodukował ponad pół tysiąca autorów. Stworzył na polskim gruncie gatunek pt. „historia alternatywna”, choć ze swoją „Burzą” kokosił się przez kilkanaście lat. Dostał za nią zasłużenie wice-Mackiewicza (IX edycja Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza w 2010 r.). Gdzieś około 2005 r. zarekomendowałem go do „Gazety Polskiej” i odtąd na stronach kultury był moim nieodstępnym towarzyszem. Nigdy nie zawalił terminu, a mimo upływu lat wobec tego, co robił, pozostawał pasjonatem.
Nie wiem, wobec ilu ludzi mogę użyć przymiotnika „dobry”. Maciek był dobry w najszlachetniejszym znaczeniu tego słowa – uczciwy, uczynny, bez reszty zakochany w jedynej kobiecie swojego życia – Joli. I wierny wartościom. Jeśli z rozmaitych rozdroży zawróciłem ku Bogu, Parowski ma w tym niemałą zasługę. Liczę, że wszystkim, co robił, zasłużył na poczesne miejsce wespół z Maćkiem Rybińskim, Jackiem Kwiecińskim, Antkiem Zambrowskim i tyloma innymi w Klubie „Gazety Polskiej” na wiecznie zielonych pastwiskach niebieskich.
 
     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów gpcodziennie.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gpcodziennie.pl

W tym numerze