Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Ten, który dodawał skrzydeł

Dodano: 09/03/2020 - numer 2577 - 09.03.2020
MUZYKA \ W piątek cały swingujący świat uronił łzę na wieść, że do grona gigantów grających w niebie dołączył McCoy Tyner. Miał 81 lat.
Grał u boku Johna Coltrane’a, na najważniejszej płycie jazzu, „A Love Supereme”, będąc filarem tej legendarnej formacji u boku wspomnianego giganta saksofonu – „Trane’a”, kontrabasisty Jimmi Garrisona i legendy perkusji Elvina Jonesa. Stworzył swój własny styl, który w pewnym sensie wynikał z faktu, iż był mańkutem. W jedyny, typowy dla niego sposób budował kwartowe akordy, często unikając tercji, co sprawiało, że pewien sposób pozostawiał słuchaczowi decyzje, czy jesteśmy w dur czy moll. Ale to coś przede wszystkim dawało wielką swobodę tym, z którymi grał. – McCoy Tyner utrzymuje harmonię, co pozwala mi o niej zapomnieć. To taki ktoś, kto daje mi skrzydła i pozwala mi od czasu do czasu startować z ziemi – mówił o nim Coltrane.
Nieodżałowany Sławomir Kulpowicz, jazzman, który konwencję brzmienia Amerykanina najpiękniej zaadoptował do swojej pianistyki, wielokrotnie podkreślał w naszych licznych rozmowach, że kwintesencją stylu Tynera jest genialne wyjście z tradycji w kierunku kompletnie nieznanych lądów. Do Coltrane’a pasował jak ulał.
Chwilę po informacji o śmierci jazzmana tak napisał w swoim facebookowym profilu Jan „Ptaszyn” Wróblewski: „Skończyła się pewna epoka w jazzie. Niespodziewanie zmarł McCoy Tyner. W ten sposób nie pozostał już nikt z legendarnego kwartetu Johna Coltrana. Trudno znaleźć kogoś, kto miałby tak ogromny wpływ na muzykę jazzową w ostatnim 60-leciu. Bez niego jazz nie byłby dziś tam, gdzie jest. Chyba obok Billa Evansa wywarł największy wpływ na sposób gry na fortepianie. Tyner jest w grze każdego pianisty. Większość... wszyscy znają go i kojarzą jako członka kwartetu Coltrana. Ale potem miał własne zespoły. Małe, klasyczne, ale też big band, z którym odwiedził Polskę, a aranżował także na smyczki. Z której strony by nie próbować go ugryźć, było to danie najwyższej próby – wspomina nasz guru jazzu.
Mistrz bębnów Jeff „Tain” Watts żegna Tynera słowami: „Dziękuję za wiarę we mnie, dostąpienie zaszczytu bycia u Twego boku, honoru największego z tych, jakich artysta mógł doświadczyć. Odpoczywaj, zmieniłeś świat na zawsze”. Wayne Shorter założył zdjęcie z pianistą, pisząc trzy litery R.I.P.
Zarówno pianista Wojtek Konikiewicz, jak i menager Mariuszu Adamiak, który wielokrotnie zapraszał mistrza do Polski, wspominają Tynera jako niezwykle ciepłego człowieka, który każdemu poświęcał chwilę. Na scenie był wręcz demoniczny, prywatnie – aniołem. Kiedy po występie w Gdyni składałem mu gratulacje pełen zachwytu, bowiem w bezpośrednim kontakcie jego pianistyka powalała, był wyraźnie skrępowany. – Cieszę się, że jakoś to mi wychodzi, bo nic innego nie potrafię, a z czegoś muszę żyć – zażartował. 
– Odkąd po raz pierwszy usłyszałem go z kwartetem Johna Coltrane’a na początku lat 60., McCoy Tyner ogromnie mnie zainspirował – wspomina Chick Corea. Będę tęsknił za jego piękną obecnością. Zachowuję w szczególnej pamięci nasze grania w duecie. Bez wątpienia świat muzyczny będzie za nim tęsknił – i bez wątpienia zawsze będziemy go pamiętać i szanować za jego ogromny wkład w muzykę i sztukę gry na fortepianie – kończy gigant jazzu, przesyłają kondolencje rodzinie i przeslanie miłości w ostatniej podróży.
 
     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów gpcodziennie.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gpcodziennie.pl

W tym numerze