Przekaż 1,5% na media Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy! Przekaż TERAZ » x

Świat nam uciekł

Dodano: 04/07/2014 - Numer 854 - 04.07.2014
Często wraca Pan wspomnieniami do mundialu w Niemczech w 1974 r.? Czy w jakiś konkretny sposób wspomina Pan te mistrzostwa? Miło wspominam ten czas, jednak czterdzieści lat sprawia, że nie żyję tymi wydarzeniami na co dzień. Wspomnienia jednak niedawno wróciły, gdy PZPN zaprosił naszą drużynę na mecz Polska–Litwa, a potem na obiad. Przyjemnie wracać do tych mistrzostw, trafiliśmy do bardzo silnej grupy z Argentyną, Włochami, Haiti i nie byliśmy faworytami. Mieliśmy się bić co najwyżej o trzecie miejsce z Haiti, a pewniakami byli Argentyńczycy i Włosi. To były szczególne mistrzostwa zwłaszcza dla mnie. Miałem dwadzieścia lat, rozegrałem tylko trzy mecze w kadrze i nie grałem w ogóle w eliminacjach. I samo to, że byłem w szerokiej kadrze, już było dla mnie dużym wyróżnieniem. Ciekawe, że Kazimierz Górski postawił wtedy na mnie. Czy oprócz emocji czysto sportowych było w drużynie uczucie, że grając dobrze na tym turnieju, możecie wesprzeć rodaków w codziennej walce z systemem? Czy wówczas sportowcy myśleli o takich sprawach? Byliśmy grupą ludzi, piłkarzy, którzy przede wszystkim mieli sportową pasję. Kochaliśmy piłkę i to było najważniejsze. Mówił Pan, że Polska nie była faworytem tego turnieju, a jednak dwa lata wcześniej, także w RFN, polscy piłkarze zdobyli złoty medal olimpijski. Jaki był sekret Waszej drużyny? W 1972 r. drużyna dopiero się tworzyła. Zdobycie przez nas złota na igrzyskach olimpijskich i później trzeciego miejsca na mundialu były wynikiem konsekwentnej pracy trenera Kazimierza Górskiego. Fenomenem naszej drużyny było to, że graliśmy z polotem, bardzo ofensywnie, w dużej mierze dzięki temu, że mieliśmy znakomitych skrzydłowych. Potem wszyscy mówili o „polskim stylu” – wystarczyło nam dwa-trzy podania, by stworzyć sytuację bramkową. Nasza gra była nie tylko skuteczna, ale także widowiskowa. Nasz zespół był świetnie dobrany, mieliśmy świetnego bramkarza i solidnych obrońców. Nie rozpamiętywaliście chyba zbyt długo porażki z RFN w półfinale mundialu, skoro w meczu o trzecie miejsce ograliście Brazylijczyków – po pięknym rajdzie i golu Grzegorza Laty? To był bardzo ciężki turniej. Graliśmy mecze co trzy dni. Po porażce z RFN przyszło nam walczyć o trzecie miejsce, nie było sensu myśleć o tamtej porażce, bo przed nami był kolejny mecz. Przypomnę, że Brazylijczycy byli wówczas mistrzami świata z poprzedniego mundialu. Ale my też stanowiliśmy niezwykle zgraną drużynę, zarówno na boisku, jak i poza nim. Byliśmy bardzo zmęczeni, bo to był nasz siódmy mecz, ale szybko się zmobilizowaliśmy i podjęliśmy walkę. Pamiętając o sukcesach drużyny, w której Pan grał, i widząc obecną marną jakość polskiej reprezentacji, a szczególnie jej obrońców, czuje się Pan, niegdyś czołowy obrońca świata, sfrustrowany? To były inne czasy. Nie było tak licznych wyjazdów za granicę wśród polskich zawodników. Kadra miała miesięczne zgrupowania. Po 1989 r. świat piłki nożnej zszedł na dalszy plan, w kraju były ważniejsze dziedziny niż sport. Skutek jest taki, że gdy spojrzymy na dzisiejsze mistrzostwa świata, to widać, jak bardzo źle jest z polską piłką. Wydaje mi się, że nawet z najsłabszymi drużynami turnieju mielibyśmy ogromne problemy. Jeżeli chodzi o obrońców, kiedyś właśnie ich było najłatwiej znaleźć. W zespołach ligowych była ogromna konkurencja na tej pozycji. Dzisiaj jest z tym problem. Pozycja napastnika czy pomocnika wiąże się w przyszłości z lepszymi zarobkami i dlatego mało kto chce być obrońcą. Grał Pan pięć lat we Włoszech. Dziś w tym kraju bardzo dużą popularność zyskuje Kamil Glik. Jest kapitanem Torino, drużyny z tradycjami, która zagra w przyszłym sezonie w europejskich pucharach. Czy sądzi Pan, że to piłkarz, od którego można rozpocząć budowę linii defensywnej reprezentacji Polski? Liga włoska jest od wielu lat jedną z najlepszych na świecie, choć kiedyś była jeszcze lepsza. W czasie, gdy ja grałem, drużyny mogły zakontraktować tylko dwóch obcokrajowców. Zwykle kupowano graczy ofensywnych, a jednak ktoś postawił na mnie – obrońcę. Co do Glika, jeśli jest zawodnikiem podstawowym w Serie A, powinien w kadrze Polski być brany pod uwagę. Trzeba mu jednak zarzucić, że gra bardzo nierówno, ale lepszych od niego obecnie nie ma i trzeba konsekwentnie na niego stawiać. Która drużyna podczas tegorocznego mundialu najbardziej przypomina polską ekipę z 1974 r.? Myślę, że Holandia jest najbliżej stylu, który reprezentowała nasza kadra. Kibicuję jej i mam nadzieję, że Holendrzy godnie będą reprezentowali nasz kontynent. A co według Pana najbardziej zmieniło się w sposobie grania w piłkę przez czterdzieści lat? Drużyny są lepiej przygotowane pod względem atletycznym. Teraz piłkarz nie ma czasu ani miejsca, aby myśleć, co ma zrobić na boisku, musi działać jak automat. Decyduje przede wszystkim szybkość. Ale jest to zmiana na korzyść, bo teraz mecze są bardziej widowiskowe. Dziś nie ma już takich różnic, jak chociażby dysproporcja pomiędzy Haiti a resztą drużyn na mistrzostwach w RFN. Wtedy Haiti przegrało z nami 0:7, dzisiaj przedstawiciel Ameryki Środkowej, Kostaryka, gra w ćwierćfinale. Nie zajmuje się Pan już na co dzień futbolem. Zamierza Pan kiedyś powrócić do branży? Wielokrotnie miałem w życiu przerwy od futbolu. Może tym razem przyjdzie czas na jakiś klub, a nie reprezentację. Sześćdziesiąt lat to już poważny wiek, ale nie czuję się jeszcze wypalony. W piłce tak jak w życiu, niczego nie wiadomo.
     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów gpcodziennie.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gpcodziennie.pl

W tym numerze