Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Nie lubię piłki nożnej

Dodano: 21/09/2015 - Numer 1223 - 21.09.2015
fot.Arnd Wiegmann/Reuters
fot.Arnd Wiegmann/Reuters
LEKKOATLETYKA \ Z ADAMEM KSZCZOTEM, WICEMISTRZEM ŚWIATA W BIEGU NA 800 M, ZAWODNIKIEM GRUPY SPORTOWEJ ORLEN, ROZMAWIA ARTUR SZCZEPANIK Ja na każdy sukces muszę sobie zapracować sam, harując na treningach, wyrzekając się wielu przyjemnych rzeczy. Jak coś zawalę, to będzie to od razu widoczne. Żeby dojść do czegoś w naszej dyscyplinie, trzeba wykonać nieproporcjonalnie większą pracę. Czy bez wsparcia sponsora PKN ORLEN byłby Pan w stanie osiągnąć taki sukces jak wicemistrzostwo świata? Myślę, że nie. Sponsor bardzo mi pomaga. Przede wszystkim daje poczucie pewności i stabilności, a to jest nieoceniony element w karierze każdego sportowca. Wiem też, że mimo gorszego wyniku czy porażki spotkam się ze zrozumieniem. To też dodaje mi pewności, bo uprawiając lekką atletykę, trzeba być też przygotowanym na przegrane. Polscy lekkoatleci odnoszą ostatnio wspaniałe sukcesy, są rozpoznawalni i lubiani. Dlaczego do tej dyscypliny garnie się tak mało sponsorów? Orlen jest chlubnym wyjątkiem. Też się nad tym zastanawiam. Nasza dyscyplina dobrze sprzedaje się w telewizji, coraz więcej osób ogląda transmisje z największych wydarzeń i chyba jesteśmy pozytywnie odbierani. Mimo wszystko widzę, że jest pewien postęp. Powoli wszystko w naszej dyscyplinie zmienia się na lepsze. Marketingowcy z największych firm widzą na pewno, że nasze sukcesy kojarzą się z marką Orlen i jestem optymistą, zakładając, że inni sponsorzy pójdą podobną drogą i lekkoatletyka zostanie należycie doceniona. Myśli Pan, że kibice na nowo zakochają się w waszej dyscyplinie i imprezy lekkoatletyczne znów zapełnią stadiony, jak w latach 60. czy 70.? To jest bardzo obszerny temat i możemy rozmawiać o chronicznych zwolnieniach z lekcji WF czy innym stylu życia dzisiejszych dzieci i młodzieży. Ja jednak widzę dużo pozytywów. W Łodzi od lat obserwuję różne imprezy biegowe. Wiem, że niektóre przetrwały tylko cudem, bo zainteresowanie było nikłe. Teraz organizatorzy nie nadążają z rejestracją chętnych do wzięcia w nich udziału. Myślę, że popularność lekkiej ma swoją okresowość. Teraz jest na fali wznoszącej. Bieganie jest w naszym kraju coraz bardziej popularne. Z roku na rok coraz więcej osób się tym zaraża. Myślę, że to jest bardzo fajne i pozytywne. W konkurencjach rzutowych jesteśmy potęgą od wielu, wielu lat. Mam nadzieję, że teraz podobnie będzie z bieganiem. To powinno się przełożyć na popularność naszej dyscypliny. Jeśli ktoś sam biega, to pewnie nie przełączy kanału telewizora, kiedy zobaczy zawody lekkoatletyczne. A jak obejrzy biegi, to pewnie spodobają mu się i inne dyscypliny, bo lekkoatletyka ma bardzo szeroki asortyment dla kibica. Każdy tu znajdzie coś dla siebie. Znany jest Pan z niechęci do najpopularniejszej dyscypliny sportowej na świecie – piłki nożnej. Naprawdę nie lubi Pan piłkarzy? Naprawdę. Składa się na to wiele czynników. Przede wszystkim to, że oni nie muszą wykonywać takiej ciężkiej pracy jak my. Tam odpowiedzialność rozkłada się na jedenastu chłopa i można pozwolić sobie nawet na dwa, trzy słabe mecze, licząc, że koledzy za ciebie pociągną. Ja na każdy sukces muszę sobie zapracować sam, harując na treningach, wyrzekając się wielu przyjemnych rzeczy. Jak coś zawalę, to będzie to od razu widoczne. Żeby dojść do czegoś w naszej dyscyplinie, trzeba wykonać nieproporcjonalnie większą pracę. Niestety mam też żal do was – mediów. Jesteście sfokusowani na piłce, piszecie głównie o niej, bo to dobrze się sprzedaje. W efekcie kibic sportowy wie, jakie są wyniki w II lidze piłkarskiej, a nie wie, jakie sukcesy osiągamy np. w lekkiej czy innych olimpijskich dyscyplinach. To jest słabe. Na mistrzostwach świata w Pekinie osiągnął Pan życiowy sukces. Coś się zmieniło w Pańskim życiu od tego czasu? A skąd! Jestem takim samym Adamem, jakim byłem. Skończył się pewien etap w mojej karierze i natychmiast rozpoczął się nowy. Lekkoatletyka to taki sport, w którym co roku mamy fajne imprezy. Teraz mam w głowie halowe mistrzostwa świata i oczywiście igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro. Chcę do nich dobrze się przygotować. W Pekinie pokazałem, że trzeba się ze mną liczyć. W Brazylii to nie ja się będę martwił, ale rywale. Teraz oni muszą mnie pilnować i na mnie uważać, a nie ja na nich. Pokazałem wszystkim, że jestem w stanie powalczyć z każdym. Na koniec: jak zachęciłby Pan kibiców, żeby mocniej zainteresowali się lekkoatletyką? Był Pan kiedyś na lekkoatletycznych zawodach niepełnosprawnych sportowców? Nie? To polecam. Tam widać jak na dłoni, o co powinno chodzić w sporcie. Takiej walki, ambicji i zaangażowania nie widziałem nigdzie indziej. Ja jestem walczakiem, ale przy nich to wysiadam. Artykuł przygotowany przez redakcję we współpracy z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki
     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów gpcodziennie.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gpcodziennie.pl

W tym numerze