Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Ręce precz od golonki!

Dodano: 18/03/2016 - Numer 1372 - 18.03.2016
fot. Flickr
fot. Flickr
Dyrektywa unijna spowodowała, że ze sklepów mięsnych znika peklowana golonka. Można było temu zapobiec, ale przez zaniedbanie poprzedniej ekipy polscy rzeźnicy tracą teraz setki tysięcy (a może i znacznie więcej) złotych miesięcznie. – Nasza interwencja utknęła w urzędniczej szufladzie. Teraz próbuje się naprawić błąd, ale produkcję zatrzymałem, bo boję się kar – tłumaczy „Codziennej” Gerard Szajek, właściciel zakładów mięsnych w Granowie. Dziwaczny pomysł brukselskich urzędników nie jest nowy, bo z 2014 r., ale długo patrzono na niego przez palce. Na czym polega problem, który doprowadza do wściekłości rzeźników? Według dyrektywy nie można do golonki – w surowej postaci, jedynie sparzonej – dodawać niczego poza solą kuchenną. Tymczasem nie da się jej peklować bez użycia odpowiednich środków, m.in. azotanów i azotynów. Na to właśnie Unia Europejska się nie zgadza. I zabroniła. Tym bardziej to absurdalne, że te środki są stosowane choćby przy produkcji wędlin. Przy zachowaniu odpowiednich proporcji nie mają żadnego wpływu na ludzkie zdrowie. – Długo inspekcja handlowa i weterynaryjna jakby nie dostrzegały tych przepisów, wiedząc, że nie mają sensu, są przesadne, ale kilka miesięcy temu sytuacja się zmieniła. Nagle zaczęto je rygorystycznie stosować – przyznaje przedsiębiorca Gerard Szajek, który jest również członkiem Ogólnopolskiego Cechu Rzeźników-Wędliniarzy. Irytacji producentów trudno się dziwić, bo peklowana golonka jest bardzo popularna w wielu regionach kraju. Zwłaszcza w karnawale, gdy serwowana jest podczas wielu imprez. Przez wymysły w Brukseli musimy jednak obejść się smakiem. – Chyba że ktoś kupi surową i sam sobie zapekluje, ale to jest czasochłonne – dodaje rzeźnik z Gronowa. Jak długo potrwa taka sytuacja? To jest właśnie kluczowe pytanie, na które na razie nikt nie zna odpowiedzi. Rzeźnicy wprawdzie interweniowali u poprzedniego ministra rolnictwa Marka Sawickiego (PSL), ale zostali zlekceważeni. – Już dawno temu zwróciliśmy uwagę, że w dyrektywie jest babol. Można było rozwiązać problem przez wprowadzenie wyjątku dla polskiej golonki. Zwróciliśmy się do Ministerstwa Rolnictwa z prośbą o interwencję – opowiada „Codziennej” Szajek. On i dziesiątki kolegów z branży liczyli na szybką reakcję. Przeliczyli się. – Niestety, sprawa utknęła w urzędniczej szufladzie. Rzeźnicy przyznają, że obecne kierownictwo Ministerstwa Rolnictwa próbuje załatwić sprawę. To jednak wymaga czasu, a producenci go nie mają. Wielu w obawie przed wysokimi karami zaprzestało bowiem sprzedaży peklowanej golonki. – Ja nie robię jej od połowy lutego. I nie będę do wyjaśnienia sprawy – zapowiada Szajek. Ile przez to traci? – Na obrocie będzie ok. 25 tys. zł miesięcznie. W skali kraju to setki tysięcy, jeśli nie więcej – podkreśla. W awanturze z golonką kluczowe zdanie należy m.in. do Państwowej Inspekcji Sanitarnej (PIS). Próbowaliśmy się dowiedzieć, jakie jest jej stanowisko, skąd zamieszanie, a przede wszystkim kiedy problem zostanie rozwiązany. Dzwoniliśmy, wysłaliśmy mejle – bez odzewu. Jan Bondar, rzecznik PIS u, w wypowiedzi dla „Głosu Wielkopolskiego” zapewniał, że jest szansa, aby wprowadzić wyjątek w zbyt szczegółowej dyrektywie unijnej. Tak jak zrobiono to dla wielu regionalnych produktów. Kilka dni temu Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi przekazało informację od polskich producentów do Komisji Europejskiej. Czekają na odpowiedź, czy golonka peklowana wróci do sklepów. I na nasze stoły.
     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów gpcodziennie.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gpcodziennie.pl

W tym numerze