Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Zagraniczni emitenci na naszym parkiecie (2)

Dodano: 31/05/2016 - numer 1432 - 31.05.2016
GIEŁDA \ Spółki zagraniczne nie biją na GPW rekordów aktywności. Ważne jednak, by były obecne na polskim parkiecie. W przyszłości powinny pojawić się kolejne. Na rynku funkcjonuje także indeks WIG-CEE tworzony przez spółki zagraniczne, przede wszystkim z naszej części Europy (także z Ukrainy). Jego liderzy, jeśli chodzi o udział w portfelu, to czeski CEZ i węgierski MOL z sektorów energetycznego i paliwowego. Ich udział w indeksie to ponad 52 proc. Gdy dorzucimy do tego chorwacką firmę z sektora farmaceutycznego Krka, to ta trójka tworzy ponad 72 proc. indeksu WIG-CEE (dla porównania trzy czołowe firmy z WIG20 to 39-proc. udział). Spółki z Europy Środkowej Co ciekawe, spółki te nie należą do najaktywniejszych, a tym, co je cechuje, jest bardzo duża kapitalizacja. Po spojrzeniu na wykres wyraźnie widać, że indeks porusza się nieco inaczej niż ukraiński i jego kurs jest bardziej (choć ostatnie tygodnie tego nie potwierdzają) zbliżony do sytuacji na naszym rynku. Dowodzi tego też współczynnik korelacji na poziomie 0,35, a jego wielkość jest także pochodną składu indeksu z dominacją spółek czeskich i węgierskich. Ciekawie prezentuje się jeden z liderów, czyli węgierski MOL, który bardzo mocno zdrożał w ciągu ostatnich trzech kwartałów – wzrost ze 160 zł do prawie 240 zł. To w znacznym stopniu efekt bardzo dobrej koniunktury na rynku w Budapeszcie. Czeski CEZ prezentuje się inaczej – jego trend jest zniżkowy. Obroty nie są oczywiście duże (CEZ to 49. miejsce, a MOL 66. za ostatni kwartał), a jest to pochodną nie tyle mniejszej wiarygodności (jak może być w wypadku firm ukraińskich), lecz także braku szerszej aktywności ze strony emitentów i obawy inwestorów o koniunkturę makroekonomiczną w innych krajach. Dlaczego firmy zagraniczne nie odgrywają istotnej roli Spółki zagraniczne poza nielicznymi wyjątkami nie są powszechnie znane. W społecznej świadomości utarły się przede wszystkim wspomniane węgierski MOL i czeski CEZ czy też włoski UniCredit. Ale większość instytucjonalnych inwestorów woli nabyć te walory na rynkach macierzystych. Tam jest zdecydowanie większa płynność, łatwość zawarcia transakcji na dużej liczbie walorów. Owszem, na naszym rynku w związku z tymi spółkami można zanotować pewne działania, ale to jednak nieporównywalna skala. A inwestorzy indywidualni? Ich przede wszystkim interesują nasze walory. Je łatwiej ocenić, nie trzeba zbytnio brać pod uwagę czynników zewnętrznych. Istotne znaczenie mają także przepisy prawa podatkowego, upadłościowego, które dla innych krajów mają niekiedy odmienny charakter. Także Komisja Nadzoru Finansowego nie ma nad nimi takiej kontroli jak nad krajowymi emitentami. To wszystko rodzi obawę przed inwestycjami w zagraniczne spółki. Dominującymi czynnikami decydującymi o inwestycji są jednak płynność i to, czy dane walory jest potem łatwo zamienić na gotówkę. Sukces naszego parkietu? Liczba zagranicznych firm na GPW jest spora, choć ich udział w obrotach jest znacznie mniejszy. Jednakże fakt, że takie firmy chcą istnieć na naszym parkiecie, jest pozytywnym zjawiskiem. Sukcesem poza liczną obecnością jest też to, że niewiele spółek decyduje się na wycofanie obrotu na polskim parkiecie. Nasz rynek to lider Europy Środkowej i dla wielu z tych firm notowanie na nim jest wyróżnieniem i zachętą dla potencjalnych inwestorów. Ułatwia także funkcjonowanie na rynku jako podmiotu gospodarczego. Co zmieni przyszłość To, ile spółek zagranicznych będzie w przyszłości na naszym parkiecie, zależy przede wszystkim od dwóch czynników: atrakcyjności rynku jako miejsca do notowania walorów, a także atrakcyjności polskiej gospodarki. Wyraźny wzrost obrotów na GPW przyciągnie obcy kapitał oraz obce spółki przede wszystkim z naszego regionu. Silna gospodarka może przyciągnąć i te z bogatszej części świata, choć oczywiście na to, aby być Londynem czy Nowym Jorkiem, warszawski parkiet nie ma raczej szans. Sam fakt, że zagranicznych spółek jest sporo, a kilka z nich to znane nie tylko we własnych krajach marki (węgierski MOL, słoweńskie Gorenje), jest dowodem, że to przede wszystkim z naszego regionu powinna się rekrutować kolejna grupa notowanych firm. Warto jednak pamiętać o niewielkich obrotach na tych walorach. W ciągu ostatnich 11 miesięcy średni udział spółek zagranicznych w ogólnym obrocie to zaledwie 1,21 proc. Poza wyjątkami (choć trudno tu mówić o znaczącej wartości), jak 7 października ub.r., gdy udział wyniósł 3,7 proc., obroty po prostu są symboliczne. To, ile będzie tych spółek i jaka będzie ich kapitalizacja (na 25 maja ich kapitalizacja to ponad 491 mld zł wobec 519 mld zł polskich firm), tak naprawdę nic nie znaczy. Miejsca w rankingu obrotów, symboliczny udział czy też niewielka liczba transakcji zawieranych na sesji (wyjątkiem jest Kernel z ponad 1000 na jedną sesję w tym roku) ustawiają je w pozycji biernej na tle i tak niezbyt aktywnego rynku. Wszystko jest jednak możliwe i zapewne w przyszłości spółek z zagranicy będzie więcej i ich udział w obrotach powinien wzrosnąć. Nie będą jednak bardzo aktywnymi walorami, co wynika także z charakteru naszego parkietu. Bycie na zagranicznej giełdzie to pewien element, który ma znaczenie zwłaszcza wtedy, gdy firma poszukuje dodatkowego finansowania poprzez emisje akcji i liczy, że obecność na danym rynku pozwoli jej pozyskać inwestorów także tam. Choć kolejne lata powinny być lepsze, to zagraniczne firmy zawsze będą wtórnym zjawiskiem wobec naszych krajowych emitentów i to notowania polskich spółek zawsze będą przykuwały naszą uwagę.
     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów gpcodziennie.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gpcodziennie.pl

W tym numerze