Przekaż 1,5% na media Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy! Przekaż TERAZ » x

„Gazeta Polska” wobec przemian cywilizacyjnych

Dodano: 19/07/2016 - numer 1474 - 19.07.2016
„Gazeta Polska” w okresie międzypowstaniowym podjęła istotny dla całego społeczeństwa problem przemian cywilizacyjnych, które niósł ze sobą wiek pary i elektryczności. Polacy z zapartym tchem śledzili za pośrednictwem dziennika, w jak oszałamiającym tempie rozwija się Kalifornia – dziś najbogatszy i najludniejszy z amerykańskich stanów. Gdy w połowie XIX w. odkryto złoto w okolicach San Francisco, do Ameryki zaczęły napływać tysiące jego poszukiwaczy. Wówczas to Kalifornia ogarnięta „gorączką złota” przeobraziła się w przestrzeń wielkiego eksperymentu cywilizacyjnego. Jego symbolem stała się nagła metamorfoza San Francisco – z niepozornej osady w nowoczesną metropolię, w której dokonano „herkulesowych przedsięwzięć”. Jej dokładny opis odnajdujemy w „Gazecie Codziennej” z 1855 r.: „Długie szeregi pięknych, granitowych i z piaskowego kamienia budynków europejskiej struktury ciągną się nad brzegami wody. Wille pokrywające przestrzeń od 3–4 mil angielskich ze swymi czarodziejskimi ogrodami, tworzą niejako raj, w roku 1847 założony. W skałach pokopano ulice, pozawieszano na ich pochyłościach domy jak ptasie gniazda”. Ten miejski kolos rozrastał się każdego dnia, imponując nowoczesnymi budowlami użyteczności publicznej i rozwojem wszelkiego rodzaju instytucji. Z „Gazety Codziennej” dowiadujemy się, że miało tu swe siedziby 16 kampanii ogniowych, 5 organizacji charytatywnych, 4 instytucje naukowe, towarzystwo gazowe, 60 biur adwokackich i 25 zagranicznych konsulatów. Podziw budziły zadbane ulice, wykładane ciosowym kamieniem i dobrze oświetlone. Miasto nie należało jednak do najbezpieczniejszych. Zabójstwa były tu na porządku dziennym, a ich ofiarą w roku 1848 padło aż 10 tys. osób. „Gazeta Codzienna”, drukując relację pewnego Francuza, przenosi czytelnika w sam środek San Francisco, by mógł przyjrzeć się z bliska dynamicznym procesom urbanizacyjnym. Ich źródłem stało się złoto i ponadludzki wysiłek tysięcy Amerykanów, którym niestraszne było żadne wyzwanie, choćby nawet „wrzucanie w morze gór” czy wzniesienie w tydzień całej dzielnicy domów: „Ludzie i domy zmieniają miejsca […]. Pieniądze poruszają się jak ludzie, przechodzą z rąk do rąk z szybkością, za którą Europejczykowi trudno postępować”. Amerykanie „widzą i robią rzeczy nadzwyczajne, olbrzymie, jakie tylko zdołamy sobie wyobrazić. Obudziwszy się raz rano, z zadziwieniem spostrzegłem, że nie ma góry, którą przed tygodniem w tej stronie widziałem. Gdzieżby się góra podziała? Pięciu czy sześciu Amerykanów kupili ją i wrzucili w morze, dlatego, aby się dostać do dobrej ziemi. W tydzień na tym miejscu było już nadbrzeże, stało 150 nowych domów i magazynów”. Do Kalifornii przybywali przede wszystkim ludzie pragnący odmienić swój los. Gorączka złota trawiła ich i łudziła pragnieniem szybkiego zarobku, lecz zarazem wypalała wewnętrznie. Nie straciła więc na swej aktualności zamieszczona w dzienniku wypowiedź pewnego Europejczyka szukającego przed 160 laty szczęścia w Ameryce. Przedstawia on mit złotej Kalifornii i ludzi, których chlebem powszednim było złoto. Sam autor listu stał się jednym z nich, a proceder robienia pieniędzy pochłonął go bez reszty: „W czasie pożaru w kwadrans zarobiłem 50 fr., pomagając przewozić towary pewnego kupca. Umiałem obchodzić się z bronią; tydzień chodziłem więc na polowanie. W pewnej kawiarni ofiarowano mi miejsce, za wynagrodzeniem 60 piastrów miesięcznie ze stołem. Cały miesiąc uczyłem się po nocach angielskiego języka. Wstawałem o szóstej rano (spałem w odzieniu na podłodze lub na dwóch krzesłach), pracowałem do drugiej po północy, tak dzień po dniu. Przez pięć dni pomagałem Amerykanom zrzucić górę w morze, wszystkich nas było około 150 ludzi. Żelazem i prochem odrywaliśmy kawały skał, wielkości domów. Dwóch ludzi było zabitych a czterech ranionych, ale nic. Nie przestawaliśmy ani na minutę”. Mit bogatej Ameryki stał się również tematem powieści Aleksandra Dumasa „Kalifornia” drukowanej w odcinkach przez „Gazetę Codzienną” w 1853 r. Dla pisarza Kalifornia jest tym miejscem na ziemi, gdzie człowiek staje się na nowo niezapisaną kartą, a jego „przeszłość powinna być zapomnianą”. Dlatego Dumas czyni swojego bohatera, szlachcica z Francji, sprzedawcą win, który gotów jest nawet zostać służącym w oberży. Deklasacja w starym świecie staje się awansem w nowym, bo o zajmowanej pozycji w San Francisco decyduje zasobność portfela, a o ludzkim losie – zazwyczaj pieniądz. Chciwość, ryzykanctwo i hazard wiodą najczęściej na samo dno upadku: „Było coś okropnego w tych domach gier, w których grywano o sztaby złota, i gdzie stawkę wygrywającego ważono na szalach. Tam grywano o wszystko, o łańcuchy, naszyjniki i zegarki. Szacowano na traf, i zabierano stawkę podług szacunku”. „Gazeta Codzienna”, przybliżając swoim czytelnikom mit Ameryki jako ziemi obiecanej, podjęła się równocześnie jego weryfikacji, usiłując odsłonić prawdzie oblicze rozwoju cywilizacyjnego Stanów Zjednoczonych. Stała się również przewodniczką po wysoko rozwiniętych krajach Europy Zachodniej. Odkrywała wszystkie pozytywne i negatywne zjawiska, które niósł ze sobą postęp. Pozwalała wniknąć w problemy społeczne środowiska robotniczego Anglii, poznać słynne francuskie fabryki w Saint-Étienne, a nawet tajemnice Paryża z jego dzielnicami nędzy. Najważniejszą jej misją było jednak przygotowanie narodu na nadejście nowej epoki cywilizacyjnej i czuwanie, by w drodze ku nowoczesności pozostał wierny polskiej tradycji, religii i wielkiej przeszłości.
     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów gpcodziennie.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gpcodziennie.pl

W tym numerze