Przekaż 1,5% na media Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy! Przekaż TERAZ » x

Dezinformacja orężem Putina

Dodano: 25/04/2020 - numer 2617 - 25.04.2020
W czasie pandemii Rosja prowadzi zakrojoną na szeroką skalę akcję cyberprzestępczą i dezinformacyjną. Pod płaszczykiem walki z koronawirusem uderza ona zwłaszcza w sąsiednie kraje nieprzychylne Kremlowi. Władze FR doskonale wiedzą, że w dobie paniki i strachu społeczeństwo z mniejszą uwagą podchodzi do różnego rodzaju fake newsów. W czasach zarazy łatwiej zbija się także polityczny kapitał, a o to Rosji chodzi najbardziej.
Dezinformacja i posługiwanie się kłamstwami, by przeciągnąć na swoją stronę społeczeństwo lub jego istotną część, to metoda znana od dawna. Wykorzystywano ją w różnego rodzaju konfliktach zbrojnych, a mistrzem w tej materii byli komuniści, którzy w sianiu propagandy upatrywali swojego sukcesu. W XXI w. możemy stwierdzić, że palmę pierwszeństwa w dezinformacji dzierży Rosja, choć niektórzy eksperci sugerują, że dzieli ona najwyższy stopień podium z Chinami. Obecna sytuacja, w której znalazł się świat, tylko potwierdziła (a nie odkryła) smutny fakt, że tak samo jak sukcesywne uzbrajanie armii i prężenie muskułów przed Zachodem (czytaj: NATO), dla Rosji liczy się zdobycie internetu, wpływanie na informacje i ludzi, którzy się tam pojawiają. To znak naszych czasów i jeden z kluczowych czynników tzw. wojny hybrydowej, czyli niekonwencjonalnej. Dziś nie potrzeba czołgów i rakiet, by wpływać na dane kraje czy ich społeczeństwa. Wystarczy armia dobrze wyszkolonych cyberprzestępców, którzy stosując różnego rodzaju zabiegi, potrafią zawładnąć umysłami ludzi. Teraz, gdy większość z nas siedzi w domach i więcej czasu spędza w internecie, hakerzy mają w omawianej kwestii znacznie łatwiejsze pole do działania.
Użytkownik na celowniku
Zastanówmy się chwilę i pomyślmy, co jest najważniejsze z punktu widzenia Kremla w kontekście działań w cyberprzestrzeni? Czy jest to pojedynczy użytkownik sieci? A może dana grupa społeczna lub instytucje? Najłatwiejszą odpowiedzią wydaje się, że zawsze celem ataku jest konkretny kraj. Otóż wszystkie odpowiedzi są poprawne. Atak na każdą wymienioną sferę przynosi korzyści, oczywiście przy zachowaniu wszelkich proporcji. Od momentu, kiedy Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła pandemię koronawirusa, drastycznie wzrosła liczba ataków pochodzących z Rosji na zwykłych użytkowników sieci. Ofiary bardzo często otrzymywały w wiadomościach e-mail podstawione adresy internetowe. Po wejściu w nie następowało wyłudzanie danych uwierzytelniających, tj. haseł i loginów. A jako że większość użytkowników posługuje się wszędzie jednym lub dwoma hasłami, po ich przejęciu hakerom otwierają się wrota do profilów społecznościowych, skrzynek mejlowych czy bankowości elektronicznej. Z drugiej strony, po wejściu w fałszywy link na komputerze może zostać zainstalowane złośliwe oprogramowanie, które będzie śledziło każdy ruch użytkownika, pobierało obraz z jego kamery internetowej czy historię przeglądania stron WWW. Eksperci ostrzegają, że teraz każdy z nas jest bardziej podatny na zagrożenia z sieci. Strach i izolacja uśpiły czujność. Chcąc pozyskać informacje, zagłębiamy się w czeluście internetu, a to właśnie tam najprężniej działają hakerzy.
Uderzanie w sąsiadów
Równie niebezpieczną działalnością Rosji jest uderzanie w sąsiednie kraje i dyskredytowanie podjętych przez nie inicjatyw i działań. Nie trzeba być znawcą od polityki, by stwierdzić, że NATO jest solą w oku Kremla i każde jego działanie, nawet niezwiązane z Rosją, jest w Moskwie traktowane z najwyższą pogardą. Kraje bałtyckie, czyli Litwa, Łotwa i Estonia, które już dawno wyrwały się spod rosyjskiego jarzma i są członkami Sojuszu, to najczęstszy cel ataków ze strony rosyjskich cyberprzestępców. Jeden z najświeższych przykładów dotyczy Litwy. We wtorek wieczorem tamtejsze ministerstwo obrony dostało informację, że NATO zdecydowało się na wycofanie swoich wojsk z tego kraju. Nadawcą listu miał być jeden ze współpracowników sekretarza generalnego Jensa Stoltenberga. Co ciekawe, podobną wiadomość otrzymały też litewskie media i instytucje oraz Kwatera Główna NATO w Brukseli. List mógł wywołać pewne zdziwienie wśród władz Litwy, jednak szybko okazało się, że był fałszywy. „Nie możemy dopuścić, by ten kryzys [związany z pandemią] podważył długoterminowe cele obronne krajów. Przypadki dezinformacji potwierdzają, że nadal należy zwracać należytą uwagą na wzmacnianie obronności, zarówno konwencjonalnej, jak też cybernetycznej” – wskazał szef litewskiego MON Raimundas Karoblis. Z danych przedstawionych przez tamtejszy resort obrony wynika, że od 1 lutego br. odnotowano aż 807 tzw. fake newsów w językach rosyjskim, angielskim i litewskim, dotyczących koronawirusa. Wachlarz narracji jest bardzo szeroki. Przede wszystkim próbuje się wmawiać, że żołnierze rozmieszczeni na wschodniej flance NATO nie wykonują swoich obowiązków, a ich działania nie podobają się lokalnej społeczności. Wojskowi są oskarżani także o niedopuszczalne zachowanie i propagowanie antyrosyjskiej retoryki w krajach, gdzie stacjonują. Z kolei NATO jako organizacja jest notorycznie pomawiana o tajne zbrojenia, których celem ma być nuklearny atak na Rosję. Sojusz oskarża się także o… sianie dezinformacji w sieci oraz wrogie nastawienie do Rosji, czego efektem mają być m.in. liczne manewry organizowane w Europie Środkowo-Wschodniej.
Polska wrogiem
W czwartek do mediów przedostała się informacja o tym, że Polska stała się celem złożonej operacji dezinformacyjnej korespondującej z działaniami Rosji. Cyberprzestępcy zaatakowali stronę internetową Akademii Sztuki Wojennej. Jak poinformował rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn, autorzy ataku hakerskiego podmienili jeden z artykułów, umieszczając na stronie Akademii fałszywy list komendanta, w treści uderzający w polsko-amerykańskie relacje militarne. List wzywał żołnierzy do buntu wobec „sił okupacyjnych” z USA. – Treść kopiowała główne wątki podnoszone stale przez rosyjską propagandę przeciwko Polsce i USA – wskazał Żaryn. Kolejnym etapem akcji było rozesłanie mejlem prośby o odniesienie się do tych rzekomych tez rektora uczelni wojskowej w Polsce do instytucji międzynarodowych, tj. agend NATO, i krajowych. Obok tych działań – rzekomo w ich konsekwencji – na angielskojęzycznym portalu internetowym ukazał się artykuł opisujący fałszywy list komendanta polskiej Akademii. Tekst na ten temat pojawił się również w mediach społecznościowych.
Tego typu działań, nie tylko w czasie pandemii koronawirusa, lecz także po jej zakończeniu, może być więcej. Kilka tygodni temu anonimowi hakerzy z grupy Digital Revolution opublikowali dokumenty o programie Fronton – nowej cyberbroni rosyjskich służb. Wirus umożliwiałby stworzenie potężnej sieci urządzeń zdolnej do sparaliżowania wielkich obszarów internetu. W pierwszej kolejności wirus mógłby zostać „przetestowany” właśnie m.in. na Polsce, która od dawna, podobnie jak kraje bałtyckie, znajduje się na celowniku hakerów. Według opublikowanych dokumentów program został stworzony w latach 2017–2018. Jego działanie polega na infekowaniu urządzeń tzw. internetu rzeczy, np. podłączonych do internetu kamer czy routerów, i tworzeniu sieci zdalnie sterowanych urządzeń. Byłaby ona zdolna do przeprowadzenia przeciążających sieć ataków o wielkiej mocy. Efektem mógłby być tymczasowy paraliż dużych obszarów sieci, a nawet zablokowanie internetu w wybranym kraju.
     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów gpcodziennie.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gpcodziennie.pl

W tym numerze