Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Fajnie być w drużynie z Małyszem

Dodano: 07/11/2015 - Numer 1264 - 07.11.2015
fot. Marian Chytka
fot. Marian Chytka
SPORTY SAMOCHODOWE \ Z JAKUBEM PRZYGOŃSKIM, KIEROWCĄ ORLEN TEAMU, ROZMAWIA KRZYSZTOF JORDAN Korzystam z podpowiedzi i uwag wszystkich naszych zawodników. Marka, Jacka, ale też Adama Małysza i Krzysztofa Hołowczyca. To świetni fachowcy, szybcy zawodnicy. Hołek ostatni Dakar ukończył przecież na podium, na trzecim miejscu. Startował w tej imprezie 10 razy. Każda jego rada jest bardzo cenna. Adam nazywa siebie początkującym kierowcą, ale też ma już spore doświadczenie – mówi Jakub Przygoński. Sześć razy startował Pan w Dakarze na motocyklu, ale w najbliższej edycji tego rajdu pojedzie Pan samochodem. Skąd decyzja o zmianie pojazdu? Ma to związek z wydarzeniami sprzed kilkunastu miesięcy. W kwietniu 2014 r. podczas zawodów w Abu Zabi miałem groźny wypadek i odniosłem poważną kontuzję – złamałem kręgosłup. Do tego dzień wcześniej na pustyni ratowałem kolegę, który zmarł w wyniku obrażeń odniesionych podczas upadku na wydmie. Straciłem wtedy dużo pewności siebie i serce do ścigania. A motocyklem nie można jeździć bojaźliwie, trzeba dawać z siebie wszystko. Zaraz po zakończeniu tegorocznego Dakaru byłem na testach zespołu X-Raid. Zostałem zaproszony na jazdy próbne, podczas których sprawdzono, jak radzę sobie za kierownicą Mini. Okazało się, że mam potencjał, więc przyjąłem propozycję startów samochodem. Dlaczego akurat to auto? Oferta była atrakcyjna. Obejmowała najlepszy serwis, najlepszy samochód. Mini to mocny wóz, który zdominował rajdy cross ­country. Warto korzystać z takich możliwości. Poza tym fajnie być w jednej drużynie z Adamem Małyszem. Trudno było zapomnieć o przyzwyczajeniach motocyklisty i przestawić się na cztery kółka? Na motocyklu jeździłem 16 lat, więc nie przyszło to łatwo. Wciąż jeszcze mam pewne nawyki. Na przykład na pustyni w niektórych miejscach odpuszczam, hamuję, bo tak robiło się na motorze. Tymczasem w samochodzie powinno się wrzucić bieg na wyższy i dodać gazu, by przyspieszyć. Ale jednocześnie za kierownicą samochodu korzystam z doświadczenia zbieranego przez kilkanaście lat: znam wydmy, potrafię nawigować. To moje atuty. Czy trening kierowcy bardzo się różni od treningu motocyklisty? Po raz pierwszy po tylu latach harówki mój trening fizyczny jest lżejszy. W samochodzie mniej pracuje się ciałem niż na motocyklu. Wzmacniam za to mięśnie kręgosłupa i grzbietu. Przesiadka do auta wiąże się z jeszcze jedną ważną zmianą. Tworzy Pan załogę z pilotem, a wcześniej wszystko na trasie robił Pan sam. I szczerze mówiąc, jazda z pilotem jest dla mnie ciągle dość problematyczna. Do tej pory, jadąc na Dakar czy inny rajd, wiedziałem o sobie wszystko: jak trenowałem, jak jestem przygotowany, co umiem i na co mogę sobie pozwolić. Sam też osiągałem wynik. Teraz nie na wszystko mam wpływ. Dużo, bardzo dużo zależy od pilota: tego, jak będzie nawigował, jak się będziemy komunikowali. A ja muszę słuchać jego wskazówek. Trzeba mieć zaufanie do tej drugiej osoby. Zaliczył Pan samochodem dwie imprezy. To wystarczy, by nabrać zaufania i mieć dobre przygotowanie do najważniejszego rajdu w sezonie? Cały ten rok jest dla mnie okresem wielkiej zmiany. Codziennie pracuję nad kondycją, testuję albo jeżdżę. Rozmawiamy też w przerwie w treningu. Zawsze tego czasu jest za mało. Ale podczas zawodów w Maroku zobaczyliśmy, że gdy wszystko układa się dobrze, jedziemy bardzo dobrym tempem. Z jakim nastawieniem pojedzie Pan na najbliższy Dakar? To będzie start szkoleniowy? Nie. Jestem sportowcem, więc będę się ścigał. Nie planuję tylko dojeżdżania do mety. Liczę, że połączenie doświadczenia motocyklisty z nowymi umiejętnościami przełoży się na dobry rezultat końcowy. Postaram się jechać szybko. Tam, gdzie się da, wciskać gaz do dechy. Jednocześnie wiem i będę pamiętał, że Dakar to maraton, trwa kilkanaście dni. Tempo w tej imprezie nie może być szalone. Nie chcę wygrać jednego etapu, a następnego dnia z powodu wypadku czy awarii nie dojechać do mety i odpaść. Jakiej trasy spodziewa się Pan w tegorocznej edycji rajdu? Po tym jak z udziału w imprezie wycofało się Peru, organizatorzy mieli mało czasu na zmiany. Pojawiły się dodatkowe etapy w Argentynie, lecz trzy miesiące to niewiele. Wyjścia były dwa: przygotować na szybko trasę łatwą, taką trochę rajdową jak w WRC, lub popracować i wytyczyć trudną. Nie wiemy, co nas czeka. Ja liczę na to drugie rozwiązanie, bo wtedy moje umiejętności przydadzą się bardziej. Natomiast w Boliwii przez trzy dni będziemy rywalizowali wysoko w górach, na wysokościach przekraczających 4 tys. m n.p.m. To będzie ciężkie do zniesienia i dla organizmu, i dla sprzętu. Czy jako kierowca rajdówki nadal korzysta Pan z porad Marka Dąbrowskiego i Jacka Czachora, którzy wprowadzali Pana w świat rajdów terenowych? Korzystam z podpowiedzi i uwag wszystkich naszych zawodników. Marka, Jacka, ale też Adama Małysza i Krzysztofa Hołowczyca. To świetni fachowcy, szybcy zawodnicy. Hołek ostatni Dakar ukończył przecież na podium, na trzecim miejscu. Startował w tej imprezie 10 razy. Każda jego rada jest bardzo cenna. Adam nazywa siebie początkującym kierowcą, ale też ma już spore doświadczenie. A umiejętności driftera przydają się Panu w tego typu rywalizacji? Uważam, że jazda każdym samochodem sportowym może się przydać. Dzięki temu, że pięć lat jeżdżę autem do driftu, dużo łatwiej było mi przesiąść się do rajdówki. Wiem więcej niż debiutant i czuję, że auto się mnie słucha. Teraz tylko muszę nauczyć się urywać na trasie te sekundy decydujące o miejscach na mecie. Ale na to trzeba wielu przejechanych kilometrów. Wspomniał Pan o debiutantach. W 2016 r. w Dakarze ta kategoria będzie bardzo mocna. Swoich sił w tym słynnym rajdzie spróbują takie sławy WRC, jak Sébastien Loeb i Mikko Hirvonen. To wielcy zawodnicy. Znam ich, podziwiałem ich w telewizji, ich zdjęcia miałem nad łóżkiem. Fajnie się spotkać i ścigać z idolami. Trenowaliśmy już w jednym czasie na pustyni. Z Sébastienem wymieniałem się częściami. On potrzebował liny do holowania, a ja jakiegoś klucza. Ciekawi mnie, jak ich perfekcja w prowadzeniu samochodu w rajdach płaskich i brak doświadczenia dakarowego wypadną w konfrontacji z moimi umiejętnościami jazdy w terenie i mniejszym obyciem z samochodem. Artykuł przygotowany przez redakcję we współpracy z Moto Rally Jakub Przygoński|fot. Fot. Marian Chytka
     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów gpcodziennie.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gpcodziennie.pl

W tym numerze