Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Samotność w czasie pandemii

Dodano: 29/04/2020 - numer 2620 - 29.04.2020
fot. Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
fot. Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
Izolacja, osamotnienie, brak bezpośredniego kontaktu z bliskimi – dla wielu osób nowa rzeczywistość to niezwykle trudny czas, który wymusił całkowitą reorganizację codziennych obowiązków, przyzwyczajeń i nawyków. Strach przed koronawirusem i jego skutkami nie musi jednak doprowadzać do depresji. Ważne, by pamiętać, że są osoby i ośrodki, które pomogą przetrwać ten trudny okres.
W momencie oddania tego tekstu do druku oficjalna liczba zgonów spowodowanych koronawirusem wynosiła na całym świecie ok. 213 tys. Oczywiście w statystyce uwzględnia się osoby, u których po przebadaniu stwierdzono obecność patogenu, a ich śmierć była następstwem m.in. ostrej niewydolności oddechowej i innych chorób, których przyczyną jest SARS-CoV-2. Część środowiska naukowego neguje jednak wspomnianą statystykę. Jedni twierdzą, że ofiar jest znacznie więcej. Inni z kolei twierdzą, że większość zmarłych to osoby w podeszłym wieku z przewlekłymi chorobami, i to właśnie tam należy upatrywać głównej przyczyny śmierci. Rzadko wspomina się jednak o innym wskaźniku – osób, na które koronawirus wpływa w pośredni sposób. Pandemia oraz wszystkie ograniczenia z nią związane przyczyniły się do zwiększenia liczby przypadków depresji na świecie. Bardzo często ludzie z dnia na dzień przestali chodzić do pracy, wychodzić do sklepu czy na spacer, spotykać z rodziną i przyjaciółmi. Dla wielu oznaczało to wielotygodniową samoizolację we własnym domu, z którą trudno sobie poradzić.
Sprostać wyzwaniom
Od początku pandemii koronawirusa było wiadomo, że im dłużej będzie trwała, tym większy wywrze wpływ na sferę gospodarczą i publiczną. Zwiększy się bezrobocie, zakłady pracy mogą przestać funkcjonować, oszczędności topnieć, a wpływy spadać. By w maksymalny sposób przeciwdziałać skutkom pandemii, potrzebne były natychmiastowe działania. Takowe podjął m.in. Thomas Schäfer, od blisko dekady minister finansów kraju związkowego Hesja w Niemczech. Chciał uchronić zwłaszcza małe firmy i samozatrudnionych, dlatego też w heskim Landtagu złożył wniosek o zwiększenie budżetu o dodatkowe 2 mld euro. Obawiał się jednak, że może to nie wystarczyć. Ogromna odpowiedzialność za obywateli wobec stale zaogniającej się sytuacji epidemicznej w Niemczech doprowadziła do tragedii. Pod koniec marca minister rzucił się pod pociąg. W liście pożegnalnym wspominał o obawach, że jako polityk nie zdoła spełnić oczekiwań stawianych przez rodaków w tym trudnym momencie. Nie będąc do końca przekonany, czy sprosta wyzwaniu, podjął tragiczną decyzję. Wydarzenie to zwróciło uwagę mediów na nieznane dotąd problemy, które może wywołać koronawirus, a ściślej rzecz ujmując – pandemia i samoizolacja. Chodzi o presję wobec osób, które ze względu na funkcję lub zajmowane stanowisko odpowiadają za innych, zwłaszcza teraz, gdy toczy się walka o zdrowie i życie milionów ludzi.
Medycy najbardziej narażeni
Jeszcze przed wybuchem pandemii wiele raportów wskazywało, że w największej grupie ryzyka spośród osób, które są bardziej podatne na depresję niż przedstawiciele innych profesji, znajdują się lekarze i pracownicy medyczni. Niestety obecny trudny czas jedynie potwierdził te dane. Trzydziestoczteroletnia Daniela Trezzi, pielęgniarka ze szpitala w Lombardii, włoskiego epicentrum COVID-19, pomagając wielu chorym uporać się ze skutkami koronawirusa, sama zaraziła się patogenem. Fakt ten mocno wpłynął na psychikę kobiety. Pielęgniarka obawiała się, że może zarazić pacjentów przebywających na oddziale intensywnej terapii, których stan był ciężki lub wręcz krytyczny. Ogromne piętno na psychice 34-latki odcisnął również codzienny widok szpitalnych łóżek i osób, które toczyły nierówną walkę z niewidzialnym przeciwnikiem. Praca w takich warunkach, niemal 24 godziny na dobę, znacząco odbiła się na jej zdrowiu, właśnie w wymiarze psychicznym. Ostatecznie kobieta postanowiła odebrać sobie życie.
Wraz z rozwojem pandemii, a co za tym idzie – zwiększeniem liczby chorych przebywających w szpitalach i specjalnie przygotowanych placówkach, narastało psychiczne i fizyczne zmęczenie wśród lekarzy i pielęgniarek, którzy czasami po kilkadziesiąt godzin bez przerwy trwali przy szpitalnych łóżkach i nieśli pomoc chorym. Tak było m.in. w przypadku Lorny M. Breen. Kobieta była dyrektorem medycznym oddziału ratunkowego w szpitalu New York-Presbyterian Allen Hospital w Stanach Zjednoczonych. Przez wiele tygodni lekarka walczyła z koronawirusem na pierwszej linii frontu. W pewnym momencie jej stan zdrowia zaczął się pogarszać. Okazało się, że Breen zaraziła się patogenem. Szybko się wyleczyła, jednak wpływ na jej psychikę wywarł codzienny widok osób, które przegrały walkę z niebezpiecznym wirusem. Doprowadziło to do tragicznej decyzji kobiety o targnięciu się na swoje życie.
Z danych Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) wynika, że najwyższy na świecie odsetek zakażonych członków personelu medycznego notuje Hiszpania. Zainfekowani koronawirusem pracownicy służby zdrowia stanowią tam 20 proc. wszystkich chorych. Dla porównania, we Włoszech jest to 10 proc., w Chinach – 3,8 proc., a w USA
– 3 proc. Równocześnie Hiszpańskie Towarzystwo Lekarzy Pierwszego Kontaktu (Semergen) alarmuje, że gwałtownie wzrasta liczba medyków skarżących się na problemy psychiczne. Od marca br. aż 45 proc. wizyt lekarskich dotyczy objawów stresu i stanów lękowych. Podobne studium przeprowadzono już m.in. w Chinach, gdzie u połowy pracowników służby zdrowia zanotowano objawy depresji. 45 proc. ankietowanych wskazywało na stany lękowe, zaś 35 proc. – na kłopoty ze snem.
Czas izolacji
Niemal każdy z nas na swój sposób odczuł skutki izolacji. Nagle musieliśmy pozostać w domach. Nie możemy spotykać się z bliskimi. Wiele rodzin tegoroczną Wielkanoc spędziło samotnie. Osoby, które przebywały lub przebywają w obowiązkowej kwarantannie, nie mogą wyjść z domu, np. na zakupy. W naszych głowach zaczęły się mnożyć pytania o to, czy będziemy mieli pracę, czy wystarczy nam oszczędności, wreszcie – kiedy się skończy pandemia i jak będzie wyglądało życie po niej. Tego typu wątpliwości można przyłożyć do wszystkich krajów i ich obywateli, w których uderzył koronawirus. Trzeba jednak pamiętać, że to tylko pozorna samotność, że zawsze można zwrócić się o pomoc do konkretnych instytucji.
Sondaż przeprowadzony we Włoszech przez badaczy uniwersyteckich z L’Aquili wskazuje, że większość obywateli odczuła psychiczne skutki pandemii. 37 proc. ankietowanych odczuwa objawy stresu takiego jak po traumie, a prawie 23 proc. ma symptomy nieprzystosowania się do nowej sytuacji. Kolejne 21 proc. uczestników sondażu uskarża się na zwiększony poziom napięcia nerwowego. Wśród innych objawów wymieniano także ciągły niepokój, depresję i bezsenność. Dlatego też z inicjatywy ministerstwa zdrowia i Obrony Cywilnej w poniedziałek został uruchomiony we Włoszech specjalny bezpłatny ogólnokrajowy numer telefonu, pod którym udzielane są pomoc psychologiczna i wsparcie dla osób, które nie są w stanie same poradzić sobie z izolacją i jej skutkami, wywołanymi pandemią koronawirusa. Tego typu inicjatywy są obecne także w kilku innych krajach świata. Samotność w czterech ścianach, wymuszona trudną sytuacją na świecie, nie oznacza jednak, że po drugiej stronie telefonu albo komputera nie ma nikogo, kto pocieszy nas dobrym słowem czy gestem. Zawsze jest się do kogo zwrócić. Pamiętajmy o tym, a z całego kryzysu wyjdziemy mentalnie silniejsi.
     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów gpcodziennie.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gpcodziennie.pl

W tym numerze