Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Na Dakarze trzeba być twardym jak skała

Dodano: 02/12/2015 - Numer 1284 - 02.12.2015
fot. Tomasz Hamrat \ Gazeta Polskaka
fot. Tomasz Hamrat \ Gazeta Polskaka
WYWIAD \ Z JACKIEM CZACHOREM ROZMAWIA KRZYSZTOF OLIWA Skoro Krzysiek Hołowczyc mógł stanąć na podium, to i my jesteśmy w stanie to zrobić. Myślę, że jak znowu zajmiemy miejsce w pierwszej dziesiątce, to będzie super – mówi JACEK CZACHOR, pilot Marka Dąbrowskiego i kapitan ORLEN Teamu, w rozmowie z „Codzienną”. Jak przetrwać Rajd Dakar? Trzeba mieć do tych zawodów ogromną pokorę. Niezależnie od tego, czy jedzie się pierwszy, czy piętnasty raz. Udział w Dakarze to gigantyczny wysiłek. Nie wolno wpadać w samouwielbienie w trakcie rajdu. Ludzie nie zdają sobie sprawy, co się dzieje z organizmem dziesiątego dnia rajdu. Metę już widać, a trzeba jeszcze wykrzesać ostatnie siły. Ważna jest też taktyka. I to nie na etapie planów, ale na trasie, gdy jedzie się w samochodzie lub na motocyklu. Dziś nie ma co się wymądrzać, bo i tak wszystko zweryfikuje rajd. W tym roku ponoć ma być o wiele trudniej niż w poprzednich edycjach. Nie interesuję się tym, jaka jest trasa, każdy nawigator i kierowca musi sprawdzić się bez względu na to, jak byłaby trudna. Jak ścigałem się na motocyklu, w ogóle nie zwracałem na to uwagi. Podobnie jest zresztą, gdy wspólnie z Markiem jeździmy samochodem. Myślenie przed startem o czwartym czy piątym dniu rajdu jest bez sensu. Choć jedno na pewno przykuwa uwagę – niektóre odcinki specjalne będą się toczyły na wysokości 4500 m n.p.m. Do tego można się przygotować, ja jednak nie muszę, nie mam problemu z wysokością. W tamtym roku nie stratowałem z powodów rodzinnych i oglądałem zawody w mediach. Nie wyglądało to zbyt atrakcyjnie. Samochody jeździły w odstępach trzyminutowych, nie było widać żadnej rywalizacji. Ja lubię wyczerpujące wyzwania, w których, by im podołać, trzeba być twardym jak skała. Podobnie samochód musi cechować się wielką wytrzymałością, musi poradzić sobie z głazami na drodze, zjazdami, podjazdami. Niech będzie ulewa, śnieg, jak największe wydmy – wtedy jest fantastycznie. Szkoda, że Peru wycofało się z organizacji. Tam były naprawdę trudne wydmy. W Dakarze pojawia się coraz więcej kierowców znanych z WRC [World Rally Championship – Rajdowe Samochodowe Mistrzostwa Świata]. Dadzą sobie radę? W przyszłorocznej edycji zadebiutują Sebastian Loeb i Mikko Hirvonen. Jeśli myślą, że przyjeżdżają na Dakar jak po swoje, to uśmiecham się pod nosem. Loeb już dostał pierwszy znak ostrzegawczy. Podczas Rajdu Maroka zaliczył od razu dwa dachowania, z nami przegrał ostatniego dnia, a to przecież najlepszy zawodnik WRC ostatniej dekady. Ale w dłuższej perspektywie na pewno sobie poradzą. Myślę, że Loeb pójdzie śladami Carlosa Sainza. W 2014 r. przesiadł się Pan do samochodu razem z Markiem Dąbrowskim. Skąd taka decyzja? W samochodzie jest dużo bezpieczniej. Mówi się, że motocyklista wszystko lubi robić sam, ale ja nigdy nie byłem indywidualistą. Zawsze pracowałem w drużynie. Marek Dąbrowski czy Kuba Przygoński bardzo dużo mi zawdzięczają. Regulowałem im zawieszenia, pomagałem Kubie w ogóle poznać specyfikę Dakaru. Można powiedzieć, że nauczyłem go jeździć po pustyni. Cieszyłem się z ich sukcesów. Teraz z Markiem jesteśmy jednym zespołem i to do tego jedynym w ORLEN Teamie, w którym będzie się mówiło po polsku (Adam Małysz i Kuba Przygoński mają pilotów obcokrajowców – przyp. red.). Marka znam świetnie od lat, więc było naturalną koleją rzeczy, że będziemy stanowili jedną załogę. Marek Dąbrowski mówił, że jest Pan bardzo wymagającym nawigatorem. Tak trzeba. Nie interesuje mnie jazda zachowawcza. Na tych zawodach nie da rady jechać oszczędnie. Przejechałem mnóstwo Dakarów z różnymi skutkami, ale nie można mi zarzucić tego, że pękałem. To, że jedzie Stéphane Peterhansel czy Sebastian Loeb za nami, nie ma żadnego znaczenia. Musimy skupić się na swojej jeździe. Są odpowiednie przyrządy, które informują załogi, że ktoś nas dogania, wtedy powinniśmy zrobić miejsce, żeby nas wyprzedził. Ja jako nawigator muszę tak prowadzić Marka, żebyśmy tego sygnału nie słyszeli. Powtarzam to zawsze Markowi – nie patrz na innych, tylko skup się na szybkiej jeździe. W jaki sposób pilot motywuje kierowcę? To wypadkowa wielu czynników. Wiele zależy od tego, jak czuje się zawodnik, który dzień rajdu za nami itd. Nie jest sztuką nagadać mu już drugiego dnia, że jest beznadziejny i do niczego się nie nadaje. Wtedy przez resztę rajdu będzie tak zestresowany, że nic z tego nie wyjdzie. Podczas Dakaru przypominam Markowi, żeby pił wodę, jadł, bo jest w takim amoku zmieniania biegów i kręcenia kierownicą, że w ogóle o tym nie myśli. Nikt na siebie nie krzyczy, nie przeklina. Ja mam wpływ na trasę. Jak mówię, że jedziemy w lewo, to tak ma być. Nie dochodzi do dyskusji. Na czym tak dokładnie polega praca nawigatora? Dostajemy od organizatorów książki drogowe. Dzień przed kolejnym etapem znaczę sobie kolorami, jak najszybciej pokonać trasę. To bardzo ważne, bo w aucie wszystko drży, a ja muszę szybko podejmować decyzje. Z książki już wiem, jaki będzie odcinek specjalny, czego się spodziewać. Ale trzeba pamiętać, że my tej trasy nie przejeżdżamy wcześniej, jak praktykuje się w rajdach drogowych. Mamy do dyspozycji kompasy, stopnie geograficzne. Jak się słucha tego, wydaje się, że łatwo przejechać rajd, ale w drodze okazuje się, iż nie można ustrzec się błędów. Nie ma takiego pilota, który nie popełniłby choć jednej pomyłki. Na przykład na prostej drodze muszę Markowi powiedzieć, w którym miejscu będzie dziura, bo jak wjedziemy w nią za szybko, to rozwalimy samochód i będzie po zabawie. Razem z Markiem Dąbrowskim byliście pierwszymi zawodnikami ORLEN Teamu, którzy startowali w Rajdzie Dakar, wówczas jeszcze obaj na motocyklach. Minęło już szesnaście lat, szmat czasu. Przed pierwszym etapem już zdarzyła się nam śmieszna historia. Startowaliśmy w mieście Dakar. Pamiętam, że mieliśmy numery 192 i 193, dwie ostatnie pozycje. Mieliśmy książkę drogową, zjechaliśmy i zaczęliśmy błądzić po mieście. Po półgodzinie jazdy zaczęliśmy pytać ludzi, gdzie jest rampa startowa. Dojechaliśmy dużo później, już startowały samochody. Siedliśmy jednemu na ogonie, żeby wyprowadził nas z miasta. Takie to były początki. Nikt nas nie potrafił nauczyć, jak się jeździ w Dakarze. Wtedy nie startowali tam Polacy. Na początku nie umiałem nawet obsługiwać nawigacji. Dużo pytaliśmy się zawodników zagranicznych, a oni byli zdziwieni – to u was w ogóle nie jeździ się na motocyklach? Kolejni Polacy mieli łatwiej, bo uczyli się od nas. Chętnie dzieliłem się swoją wiedzą, bo taki już jestem. Artykuł przygotowany we współpracy z ORLEN Team Jacek Czachor ma największe doświadczenie spośród Polaków w startach w Rajdzie Dakar |fot. Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów gpcodziennie.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gpcodziennie.pl

W tym numerze