Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Lemingi zbuntowane, czyli nowy Sierpień

Dodano: 06/02/2015 - Numer 1033 - 06.02.2015
Na poniedziałkowych dyżurach poselskich, podczas spotkań w okręgu czy po prostu na ulicy coraz częściej spotykam się z pytaniami: Jak długo to jeszcze będzie trwało? Jak długo jeszcze będziemy kiwani przez rządzących? Czy w końcu zawali się ten układ łączący zakłamanie i demontaż państwa? Pojawiają się wręcz pytania o nowy Sierpień. O podobieństwa dzisiejszej atmosfery z tamtą sprzed 35 lat. O możliwość powtórzenia ówczesnego zrywu. Takie dyskusje oczywiście podejmują ludzie najbardziej aktywni, zatroskani o sprawy kraju, a tacy są w mniejszości. Niemniej jest to z pewnością znak czasu. Historyczne porównania są kuszące, choć jednocześnie ryzykowne. Przecież – jak wiemy – historia powtarza się wyłącznie jako farsa. Mimo wszystko spróbujmy dokonać takiego porównania choćby po to, by uniknąć nadmiernych oczekiwań i bolesnych rozczarowań. Podobieństwa tych dwóch epok w życiu Polski narzucają się łatwo. Rośnie społeczne wkurzenie na polską rzeczywistość. Powodów tego jest aż nadto wiele: wielkie bezrobocie, ogromna skala biedy, rosnące rozwarstwienie społeczne, wzrastająca skala korupcji i kolesiostwa. A nade wszystko – brak nadziei na zmiany, brak perspektyw na możliwość połączenia uczciwej pracy z godnym, dostatnim życiem. Na to nakłada się coraz bardziej agresywna propaganda. Mieszanka iście gierkowskiej propagandy sukcesu z opluwaniem opozycji. Przemilczenie oczywistych kłamstw i odwracanie uwagi tematami zastępczymi. Trudno bez gniewu patrzeć, jak marnowany lub sprzedawany za bezcen jest polski potencjał przemysłowy, jak polski głos i polskie interesy ignorowane są na świecie, a jednocześnie nachalnie zasypywani jesteśmy obrazkami poklepujących się przyjaźnie Merkel i Tuska. Nie ma robotników Różnice między sytuacją w 1980 a 2015 r. są jednak oczywiste. Dziś żyjemy w kraju formalnie suwerennym, niepodległym, z autentyczną konstytucją, mechanizmami demokratycznymi i wolnością słowa. Przy całej fasadowości i słabościach polskiej demokracji jesteśmy w położeniu innym, niż byliśmy w komunistycznym totalitaryzmie. Przecież te słowa czytają Państwo nie w pisemku drukowanym na ramkach, ale w gazecie sprzedawanej w kioskach. Drugą ważną różnicą jest odmienna struktura gospodarcza. W czasach komunistycznych główny nurt gospodarki narodowej skupiał się w dużych państwowych fabrykach. To ułatwiało samoorganizację, tworzenie organizacji związkowych, wyłanianie liderów. Dziś niewiele grup zawodowych ma takie możliwości. Dowodem na to jest skuteczność górników. Jednak większość Polaków pracuje dziś w małych firmach rodzinnych albo w zakładach należących do kapitału zagranicznego, gdzie organizacji związkowych nie ma lub nie są skłonne do akcji solidarnościowych. Trzeci ważny czynnik to emigracja. Ponad 2 mln w większości młodych ludzi wyjechało za granicę. To ci najodważniejsi, najzaradniejsi i najbardziej zdeterminowani. Tacy ludzie przed laty napędzali protesty i budowali Solidarność. Tacy dobijali komunizm strajkami w 1988 r., wbrew zachowawczej i strachliwej postawie liderów podziemnej Solidarności. Po wprowadzeniu stanu wojennego komuniści bardzo chętnie godzili się na emigrację, wręcz wciskali tym najenergiczniejszym bilety w jedną stronę. Chcieli się pozbyć „elementu wywrotowego”. I pewien skutek osiągnęli. Dziś masowa emigracja zadziałała jak nadmiar pary wypuszczony z kotła. Ciśnienie spadło, ryzyko wybuchu też. Nadzieja w lemingach Kolejny czynnik różniący obecną sytuację od tej z 1980 r. to społeczna bierność. Niewiara w państwo, w mechanizmy demokracji, w sens działań zbiorowych. Od lat socjologowie alarmują, że Polska ma najgorszy w Europie poziom kapitału społecznego. A więc tego dobra i potencjału narodu czerpanego z optymizmu, wzajemnego zaufania, troski o dobro wspólne, gotowości do działań altruistycznych. Można postawić tezę, że ta atomizacja społeczeństwa, odstraszanie go od myślenia państwowego to działanie celowe. To efekt prania mózgów przez postkomunistyczne elity, które opanowały w III RP media i środowiska opiniotwórcze. To efekt działań, za którymi stoją grupowe interesy tych pseudoelit, a także interesy innych państw. Nie ma dziś niestety takiego zastrzyku energii i wiary w siebie, jaki dał nam w 1989 r. Jan Paweł II. Papież Polak karmił nas tą pozytywną energią przez wiele lat. Jakże nam Go dziś brak! W tej sytuacji trudno liczyć na wybuch, który zmiecie obecną władzę. Może to zabrzmi dziwnie, ale jednym z kluczy do zmian jest postawa „lemingów”, ludzi żyjących w zależności od PO, a jednocześnie mających świadomość, że są coraz bardziej wykorzystywani jako mięso wyborcze dla kolesiów, którzy swoje ambicje lokują w lukratywnych posadkach w Brukseli. To właśnie te zbuntowane lemingi mogą stać się grabarzami obecnego układu, bo nie ma nic straszniejszego, jak zawiedziona miłość. Pamiętajmy, że za Gierka wielu ludzi należało do PZPR u, tłumy chodziły na pochody i uczestniczyły w pseudowyborach. Dla nich Sierpień był okazją odreagowania, szansą na odpłacenie za lata upokorzeń i zginania karku. Bądźmy obywatelami! Czy więc powtórka z Sierpnia jest niemożliwa? W życiu społecznym nie ma rzeczy niemożliwych. Ale nie wypatrywałbym nowego Sierpnia, jak mitycznego generała na białym koniu. Tego nie da się zaplanować. Zwykle jest tak, że arogancka władza potyka się na jakimś głupstwie, najskuteczniej zaś na nieprzemyślanym ruchu ekonomicznym, w rodzaju skokowej podwyżki cen. Jednak nie wiemy, co może być tą kroplą, która przeleje czarę goryczy. Nie wiemy, czy ten zapalnik protestu zostanie w ogóle uruchomiony. Spryt obecnej władzy w posługiwaniu się propagandą jest większy niż toporna propaganda komunistów. To jednak nie znaczy, że mamy opuścić ręce. Mamy do dyspozycji silną broń, jaką jest kartka wyborcza. Skorzystajmy z niej, pilnując jednocześnie, by nie dochodziło do „cudów nad urną”. Wykorzystajmy tę wzbierającą energię protestu i gniewu do zmiany władzy. Przecież w tym roku będą na to aż dwie okazje: wybory prezydenckie i parlamentarne. Zofia Romaszewska, odbierając Nagrodę im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, zaapelowała do uczestników uroczystości: przekonujcie wszystkich wokół siebie, żeby zechcieli być obywatelami! Weźmy sobie do serca to wezwanie. To obowiązek nas, zatroskanych sprawami kraju. A myślę w tej chwili również o Czytelnikach „GPC”.
     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów gpcodziennie.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gpcodziennie.pl

W tym numerze