Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Dakar stylem życia

Dodano: 11/12/2015 - Numer 1292 - 11.12.2015
Marek Dąbrowski startuje w Rajdzie Dakar od początku istnienia ORLEN Teamu, fot. orlenteam.pl
Marek Dąbrowski startuje w Rajdzie Dakar od początku istnienia ORLEN Teamu, fot. orlenteam.pl
WYWIAD \ Z MARKIEM DĄBROWSKIM ROZMAWIA KRZYSZTOF OLIWA Jacek Czachor będzie mnie cisnął. Już w Maroku powiedział, że żarty się skończyły i mam jechać szybko. Trema jest na pewno większa, ale damy radę. Oczekiwania? W Dakarze trzeba mieć mnóstwo pokory – mówi w rozmowie z „Codzienną” kierowca ORLEN Teamu. To już szesnaście lat, odkąd Pan po raz pierwszy wystartował w Rajdzie Dakar. Szmat czasu. Zleciało, aż sam nie wiem kiedy. Ale nie startowałem we wszystkich rajdach, czasem przeszkadzały kontuzje, zdarzało się też nie dojechać do mety. Bywało też, że w ogóle nie startowałem, bo przedobrzyłem podczas przygotowań i wylądowałem z urazem w szpitalu. Cały nasz zespół bardzo się rozrósł przez ten czas. Na Rajdzie Dakar startujemy jednak przede wszystkim jako Polacy i cały team w świecie rajdów jest utożsamiany właśnie z Polską. Pamięta Pan swój pierwszy udział w Rajdzie Dakar? Zgubiliśmy się już pierwszego dnia. Nie mogliśmy wyjechać z miasta Dakar. Na kolejnym etapie tak pobłądziliśmy z Jackiem, że po jakimś czasie zatrzymaliśmy się na pustyni, zsiedliśmy z motocykli i doszliśmy do wniosku, że już tu kiedyś byliśmy. Najśmieszniejsze było jednak to, że tylko nam się wydawało, iż jeździmy w kółko. Kilometry do mety cały czas nam ubywały. Trochę partyzantka. Mieliśmy do dyspozycji dwa motocykle i dwóch mechaników. Trudno było to wszystko ogarnąć. Motocykle były poskładane gdzieś tutaj, w Warszawie. Do tego już w Afryce rajd był przerywany z powodu zagrożenia terrorystycznego. Przez pierwsze lata Pana startów kierowcy ścigali się po Afryce. Wolał Pan jazdę po Czarnym Lądzie czy po Ameryce Południowej? Dla motocyklistów Afryka była dobra. To nie był tylko rajd i ściganie, ale także odkrywanie pustyni. Z kolei w Ameryce Południowej jest więcej ścigania po pustyni, ale z dużym wsparciem technicznym. Samochody assistance jadą po pobliskich autostradach. W tym roku będzie dużo trudniej. I to nie tylko dla zawodników, ale też dla ekip technicznych. Trzeba będzie cztery dni spędzić na bardzo dużej wysokości. Szczerze, nie wyobrażam sobie tego, że 2500 ludzi, bo tyle osób pracuje przy Dakarze, da sobie radę w wysokich górach. Trzy lata temu zdecydowaliście się razem z Jackiem Czachorem porzucić motocykl dla samochodu. Skąd taka decyzja? Mieliśmy możliwość, żeby przesiąść się do auta. Na pewno łatwiej było razem wsiąść do jednego samochodu. Połączyliśmy siły budżetowe i dzięki temu mogliśmy lepiej wykorzystać swój potencjał. Jacek jest perfekcyjnym pilotem. Wiedziałem, że jeśli stworzymy jeden zespół, to nawigatora będę miał na światowym poziomie. Zresztą pokazały to wyniki. W pierwszym naszym rajdzie wygraliśmy kategorię pierwszoroczniaków. Pilot naprawdę jest tak ważną postacią w samochodzie? W Dakarze to kluczowa sprawa. Pilot jest dowódcą pojazdu, to on decyduje, dokąd jedziemy. Jak to niektórzy mówią: to taki umysłowy w załodze. Ja nie mam z tym problemu, Jacek wychował mnie jako motocyklistę. Od lat był moim szefem, mentorem, doradcą. Wprowadził mnie w świat sportu. A jak układa się współpraca z Jackiem w samochodzie? Znamy się od 1989 r. Nie mamy problemów, żeby dogadywać się w aucie, bo świetnie się rozumiemy. Rok temu jechałem Dakar z innym pilotem i to nie funkcjonowało tak jak należy. Nie byłem w stanie jechać szybko, bo nie byliśmy dograni. Kiedy wsiadam za kierownicę, a obok mnie jest Jacek, wyłączam myślenie i słucham tylko tego, co mówi. Za Wami bardzo udany start w Pucharze Świata. Czy w związku z tym wymagacie od siebie więcej podczas Dakaru? Jacek będzie mnie cisnął. Już w Maroku powiedział, że żarty się skończyły i mam jechać szybko. Trema jest na pewno większa, ale damy radę. Czy naprawdę jest tak, że po dojechaniu do mety uczestnik powtarza sobie pod nosem: już nigdy więcej? Parę razy tak miałem, zwłaszcza na początku. Ale Dakar stał się moim życiem. Tak naprawdę wyznacza nam cykl tego, co robimy od 16 lat. Cały rok naszej pracy jest podporządkowany tylko temu jednemu wydarzeniu. Startuje Pan w ORLEN Teamie od 2000 r. Bardzo zmieniła się ekipa od tego czasu? Od 16 lat dążymy do tego, żeby być najbardziej profesjonalnym zespołem na świecie. Dlatego też pojazdy, na których startujemy, to absolutny top. Kuba Piątek, choć jest młodym zawodnikiem, ma najlepszych trenerów i kapitalny fabryczny sprzęt. Zresztą na Dakarze nie patrzą na nas jak na ORLEN Team, tylko jak na reprezentację Polski. Ale to nic dziwnego. Mamy w końcu biało-czerwone barwy. Artykuł przygotowany przez redakcję we współpracy z Moto Rally
     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów gpcodziennie.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gpcodziennie.pl

W tym numerze