Przekaż 1,5% na media Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy! Przekaż TERAZ » x

Popowstaniowe losy „Gazety Polskiej”. Ucieczka do egzotycznych zakątków świata

Dodano: 28/06/2016 - numer 1456 - 28.06.2016
Po powstaniu listopadowym car Mikołaj I postanowił ostatecznie rozprawić się z buntownikami. Chciał udowodnić Polakom, że ich pragnienie wybicia się na niepodległość to tylko mrzonka romantycznych szaleńców, owych Konradów i Kordianów, których starcie z potężnym Imperium Rosyjskim musiało zakończyć się druzgocącą klęską. Dziesięciu przywódców narodowego zrywu, w tym księcia Adama Jerzego Czartoryskiego i Joachima Lelewela, skazano zaocznie na karę śmierci przez ścięcie toporem. Ponad dwustu polskich patriotów powieszono, a kilkadziesiąt tysięcy zesłano na Syberię. Car wywoził w głąb Rosji nawet dzieci. Chłopców w wieku od 7 do 16 lat grupowano w specjalnych batalionach tzw. kantonistów, a potem wycieńczonych i głodnych gnano na Północ. Dwie trzecie z nich nie przeżyło tej męczeńskiej drogi. Władzę nad „ziemią buntowników” objął feldmarszałek Iwan Paskiewicz, ten sam, który stłumił powstanie listopadowe i szturmem wziął Warszawę. Swoje rządy zaś rozpoczął od wznoszenia Cytadeli – miejsca stacjonowania wojsk rosyjskich i ciężkiego więzienia dla wrogów caratu. Ta górująca nad miastem twierdza miała stać się symbolem carskiego terroru w Królestwie Polskim, a największy strach budził jej Pawilon X. Mieściły się tu cele dla więźniów politycznych oraz siedziba Stałej Komisji Wojenno-Śledczej, na której czele stanął znienawidzony Andrzej Storożenko. Mikołaj I rozprawił się również z dziennikarzami, którzy w czasie powstania listopadowego przejawiali największą aktywność jako gorliwi orędownicy walki o niepodległość i bezlitośni krytycy polityki caratu. Mimo że szalejąca cenzura sparaliżowała ruch wydawniczy, „Gazeta Polska” ukazywała się nadal, choć pod zmienionym tytułem. Teraz już jako „Gazeta Codzienna” nie tylko musiała walczyć o przetrwanie, ale też usilnie dążyć do przezwyciężenia powszechnie panującego marazmu. Jej bronią przeciwko usypianiu narodu przez natłok beznamiętnych informacji prasowych stawały się między innymi barwne i frapujące opisy rozmaitych zakątków świata. Budziła fascynację odmiennością wschodnich kultur, otwierając przed czytelnikami pociągające swoją egzotyką Imperium Osmańskie. Zdradzała tajemnice sułtańskiego seraju, który sam w sobie był jakby osobnym miastem, liczącym przeszło 6 tys. mieszkańców. „Seraj jest prawdziwym punktem cywilizacji Wschodu” – czytamy w „Gazecie Codziennej”. To esencja kultury wysokiej Orientu – z właściwym jej sposobem wysławiania się, specyficznymi formami zachowań, dworską etykietą, a nawet modą. Odpowiednikiem europejskiego arystokraty – angielskiego dżentelmena czy francuskiego galanta – jest turecki iczoglan, czyli paź sułtański, który żyje w przepychu i hołduje dworskim obyczajom. Nad bezpieczeństwem seraju czuwa osobne wojsko – korpus tzw. bostandszy. To nie tylko straż policyjna pałacu i jego przyległości, ale i prawdziwa gwardia przyboczna sułtana, budząca strach nawet wśród zuchwałych janczarów. „Gazeta Codzienna” odsłania także prawa rządzące haremem sułtana, który miał nieograniczoną liczbę niewolnic i zwykle od pięciu do siedmiu żon. Dziennik czyni nas uczestnikami sławnych „uroczystości tulipanowych” obchodzonych w ogrodach seraju z okazji narodzin nowego księcia. W pierwszej połowie XVIII w., gdy Imperium Osmańskim władał sułtan Ahmed III, cały Stambuł ogarnęła moda na tulipany, a czas rządów tego władcy nazywano nawet Okresem Tulipanów – Lâle Devri. Do historii przeszły ekstrawaganckie tulipanowe przyjęcia organizowane przez Ahmeda, w czasie których wśród kwiatów spacerowały żółwie z płonącymi świecami na grzbietach. Zięć sułtana natomiast, wielki wezyr, w czasie kwitnienia tulipanów aranżował nocne zabawy z udziałem gości przebranych w tulipanowe kostiumy. Wypoczywano wówczas wśród powodzi tych kwiatów zalewającej wieże, piramidy z latarniami i klatki ze śpiewającym ptactwem. Dzięki „Gazecie Codziennej” poznajemy niepowtarzalną atmosferę panującą w sułtańskich ogrodach podczas takiej tulipanowej uroczystości: „Otóż, kiedy całe już przyrodzenie spoczywa w śnie głębokim […], gromada niewolników z pochodniami w ręku przebiega najrozmaitsze gzygzaki po rozległym przestworze i wszędzie zostawia po sobie znaki ognia, z którym igra. […]. Trudno widzieć coś więcej zachwycającego, więcej czarodziejskiego, nad to w jednym oka mgnieniu pojawiające się oświetlenie, którego łuna, mieszając się z żywymi barwami kwiatów i ujmującą zielonością ich liści, wznosi się ku obłokom”. „Gazeta Codzienna” odkrywa też przed swoimi czytelnikami „afrykański raj” – Algierię – podbitą przez Francuzów w 1830 r., pozwala doświadczyć tajemniczej aury krain Północy – dzikich i ponurych, takich jak Szkocja Osjana i Scotta – którą oglądamy oczami słynnego podróżnika epoki – Teodora Tripplina. Wyprawia wreszcie przygnębionych niewolą Polaków na Wschód, do źródeł cywilizacji i kolebki chrześcijaństwa. Wraz z „Gazetą Codzienną” znajdziemy się na pustyni między Egiptem a Palestyną, gdzie nad morzem piasku górował grobowiec Szecha, w którego podziemiach składano ciała umarłych na dżumę. W tej też „smutnej dolinie piaszczystej” odnajdziemy namiot Juliusza Słowackiego, w którym wraz z towarzyszami kwarantanny obchodził wigilię Bożego Narodzenia w roku 1836. Na łamach „Gazety Codziennej” opublikowane zostały bowiem fragmenty listów Słowackiego do matki z jego pielgrzymki do Ziemi Świętej. Odsłaniają one całą głębię duchowych przeżyć romantycznego wieszcza, jakich doznał w prastarej świątyni jerozolimskiej, nocą, gdy pogrążony w modlitwie trwał u stóp Chrystusowego grobu. mecenas projektu PKO Fundacja
     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów gpcodziennie.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gpcodziennie.pl

W tym numerze