Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Łatwiej zostać mistrzem świata niż Polski

Dodano: 14/05/2020 - numer 2632 - 14.05.2020
Wojtek Bógdał fot. Adam Pupek
Wojtek Bógdał fot. Adam Pupek
Jak to się stało, że uprawiając tak mało medialny sport nieolimpijski, znalazł Pan takiego sponsora, jak Orlen?
To jest bardziej pytanie do nich. Jestem najbardziej utytułowanym polskim pilotem motoparalotniowym, a Orlen przecież wspiera najlepszych. Może więc przekonały ich moje medale? Z marketingowego punktu widzenia myślę, że dobrze pokazać jest mniej znany sport na tle tych, o których kibice już wszystko wiedzą. Być może przekonałem Orlen do latania, bo wchodzi też w inne podobne sporty – oprócz mnie sponsorują też Orlen Grupę Akrobacyjną Żelazny, a ostatnio także grupę paralotniarską – Żywiec Air Team.
Jest Pan zawodowcem czy lata tylko w czasie wolnym?
Niestety z latania na motoparalotni wyżyć nie można. Ale mając za partnera PKN Orlen jest mi zdecydowanie łatwiej ćwiczyć i trenować. Jeśli chodzi o stronę sportową, dzięki tej współpracy wszystko mam poukładane. Odnośnie zaś do życia zawodowego i prywatnego to mam swoją firmę, w której zajmuję się sprzedażą i serwisowaniem sprzętu do latania na motoparalotni. Dodatkowo w innej firmie jestem menedżerem floty powietrznej, a także rozważam założenie szkoły latania. Jeszcze nie teraz, bo w tej chwili mój sportowy grafik jest zbyt napięty, aby móc szkolić jeszcze inne osoby.
Czy motoparalotniarstwo to drogi sport?
Nowa kompletna motoparalotnia to koszt minimum rzędu 30–40 tys. zł. Wózek i kosze, czyli elementy konstrukcyjne, robię sam. Tylko to co nad głową, czyli skrzydła i śmigła, nie są mojej produkcji, ale to też wytwór polskiego producenta. Tak więc staram się maksymalnie optymalizować budżet.
Ile ma Pan motoparalotni w swoim garażu?
Dobre pytanie. Tak z sześć, siedem. Mam duży warsztat, magazyn, więc się jakoś mieszczą.
Przez pandemię nie może Pan sobie polatać. Niebo jest zamknięte dla motoparalotni?
Zamknięty jest przewóz osób, ale bez pasażera latać można. Nie robię tego jednak, bo utożsamiam się z Polakami w akcji #zostańwdomu. Wierzę głęboko, że dzięki dyscyplinie, w której Polacy dzielnie trwają, zahamujemy rozprzestrzenianie się wirusa i wkrótce powrócimy do życia i zajęć, które wykonywaliśmy przed pandemią.
Kiedy w Polsce trwa sezon na motoparalotnie? Dużo Pan stracił czasu?
Sezon trwa od kwietnia do końca września, czasem jeszcze jak jest ładna pogoda, to i do października. To jest najlepszy okres. Potem jest czas przestoju. Teoretycznie można latać cały czas, ale ze względu na pogarszające się warunki atmosferyczne (opady, wiatry, temperaturę) latanie jest zdecydowanie mniej atrakcyjne.
Miał Pan kiedyś jakieś niebezpieczne sytuacje w związku z pogodą albo sprzętem?
Jeśli chodzi o pogodę to nie, bo staram się obserwować wszelkie zmiany, patrzę, jakie mam chmury przed sobą i na bieżąco podejmuję decyzję o locie. Trzeba po prostu wiedzieć, kiedy zrezygnować i sobie odpuścić. To jest kwestia doświadczenia, obserwacji chmur. A czy przeżyłem poważną awarię sprzętu w powietrzu? Kilka razy zabrakło mi paliwa, ale to nie jest problem dla motoparalotni, bo jeśli zgaśnie silnik, to można lecieć dalej, spokojnie szybując, i nic się nie dzieje.
Jeśli chodzi o motoparalotnię, to można powiedzieć, że ojciec przekazał ją Panu w genach.
Miałem trzy lata, kiedy mój tata zaczął latać. Ja zawodowo latam od 16 roku życia, czyli od 10 lat. W warsztacie tata czasem mi pomaga, ale od pewnego czasu głównie sam wszystko robię.
Tata inaczej traktował latanie niż Pan.
Tata zajmował się fotografią lotniczą, więc wykorzystywał je – brzydko mówiąc – jako narzędzie do pracy. On wybrał taki kierunek, a ja, latając na motoparalotni, też szukałem swojego sensu i znalazłem go w sporcie.
Robi Pan czasem zdjęcia?
Rzadko. Podzieliliśmy się z tatą tak, że jego działką jest robienie zdjęć czy filmów, a moją latanie sportowe lub z pasażerami.
Ilu jest w Polsce motoparalotniarzy sportowych?
Myślę, że jest ponad 30 osób. Dwa razy do roku są organizowane mistrzostwa Polski i w zależności od tego, jak wygląda sytuacja na arenie międzynarodowej, to są też organizowane mistrzostwa świata i mistrzostwa Europy.
Dzięki temu może Pan zwiedzić wiele egzotycznych miejsc, bo lokalizacja tych imprez często jest bardzo atrakcyjna
– ostatnio Tajlandia czy Egipt.
Były różne ładne miejsca. Nawet teraz w czerwcu mieliśmy mieć mistrzostwa świata w Brazylii, ale zostały niestety odwołane. Na wrzesień planowane są kolejne mistrzostwa świata, które mają się odbyć niedaleko, bo w Czechach. W 2015 r. gościliśmy wszystkich najlepszych motoparalotniarzy w Polsce.
Przy dalekich wyjazdach pomoc takiego sponsora jak Orlen pewnie jest bezcenna.
Zdecydowanie. Mam komfort płynący z lepszego przygotowania sprzętowego i wystarczającego zapasu części zamiennych. Jeśli uszkodzę śmigło, to zakładam kolejne, a nie jestem wykluczony z zawodów. To bardzo pomaga w uspokojeniu głowy i skupieniu się na celach sportowych.
Jak Polacy prezentują się na tle zagranicznych rywali? Czy w motoparalotniarstwie jesteśmy bardzo mocni, czy Pan jest jedynym, który wygrywa międzynarodowe zawody?
Jest grupa kilku bardzo dobrych pilotów w Polsce. Jeśli miałbym powiedzieć o poziomie, jaki w tej dyscyplinie mamy u nas w kraju, to powiem szczerze, że najpierw zostałem mistrzem Europy, potem mistrzem świata, a dopiero potem mistrzem Polski. W takiej właśnie kolejności. U nas wygrać tytuł to jest tak jak wywalczyć mistrzostwo świata. Ostatnio w Egipcie pierwsze dwa miejsca należały do Polaków – do mnie i Szymona Winklera. Walkę o złoto rozstrzygnęliśmy między sobą. Na sam koniec mistrzostw mieliśmy polski pojedynek.
W jakich innych krajach motoparalotniarstwo jest też mocne?
Starają się nam dotrzymać kroku Francuzi i Hiszpanie. Ostatnio mocny jest Katar z tego względu, że mają mocne wsparcie finansowe lokalnych sponsorów. Zebrała się tam grupa kilkunastu osób, mają polskiego trenera , który ich szkoli, i są naprawdę silni.
W Orlen Teamie miał Pan okazję poznać ludzi z różnych dyscyplin.
Jak najbardziej. Jest dużo eventów, na których spotykamy się jako Orlen Team, są też zawodnicy z Grupy Sportowej Orlen, często jest okazja spotkać się, porozmawiać. Jest tam wielu bardzo pozytywnych, sympatycznych ludzi. Także ci najsławniejsi są w porządku, jak Robert Kubica, z którym niedawno wspólnie nagrywałem spot reklamowy.
Gdzie się w Polsce lata najfajniej? Ma Pan jakieś ulubione miejsca?
Bardzo lubię latać nad Bałtykiem, nad plażami. A drugie ulubione miejsce to loty nad Wisłą, u siebie w Płocku.
W Płocku brał Pan udział ostatnio w „Lekcji WF” razem ze szczypiornistami Orlen Wisły.
Z racji tego, że działamy w jednym mieście, to poznałem wielu piłkarzy ręcznych już wiele lat temu. Spotykaliśmy się na różnych imprezach miejskich czy balach sportowców. 130-tys. miasto jest duże i nieduże. Płock jest jeszcze na tyle mały, że się wszyscy znają. Niestety nie zawsze mam czas chodzić na ich mecze, bo mam swoje obowiązki. Szczerze powiem, że jak się lata tyle co ja, to nie ma się na nic czasu.
A ile czasu spędza Pan w powietrzu? Liczy Pan?
Trudno powiedzieć, ale jak przychodzi sezon, to staram się „latającą” pogodę wykorzystywać w maksymalnym stopniu i latam po prostu codziennie. Ale w tym sporcie jest tak, że są dwa tygodnie ładnej pogody, ale potem są dwa tygodnie deszczu, które mnie uziemiają.
Żona nie wypomina Panu, że za dużo czasu spędza Pan na lataniu?
Nie. Poznaliśmy się na motoparalotni. Poleciała ze mną pierwszy raz jako pasażerka w ramach lotu, który dostała w prezencie, i tak już zostało. Dobrze wiedziała, na co się pisze.
Artykuł powstał we współpracy z PKN Orlen
     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów gpcodziennie.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gpcodziennie.pl

W tym numerze