Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Niesforny jak Baćka

Dodano: 07/05/2020 - numer 2626 - 07.05.2020
Prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenka rzadko zmienia zdanie. Szczególnie widać to teraz, kiedy uparł się, że z koronawirusem nie warto walczyć, a świeże powietrze i codzienna dawka wódki przegonią wroga. Tym samym poszedł inną drogą niż silniejszy sąsiad, czyli Rosja. Paradoksalnie jednak, umniejszając w oczach społeczeństwa zagrożenia wynikające z epidemii, Łukaszenka może więcej stracić, niż zyskać.
Z wypowiedzi białoruskiego prezydenta odnośnie do koronawirusa, które pojawiły się w ostatnich tygodniach w przestrzeni publicznej, można byłoby stworzyć świetny materiał o tym, jak osoba, która nie ma pojęcia, o czym mówi, próbuje przekonać ogół do swoich racji. Wielu Białorusinom, a także obserwatorom tamtejszej sceny politycznej, słowa „Baćki” Łukaszenki o wypijaniu 50 ml wódki dziennie, produkowaniu i spożywaniu większej ilości kaszy czy przesiadaniu się na traktory na długo zapadną w pamięć. Idealnie pasuje do nich obrazek z 1996 r., kiedy Aleksandr Łukaszenka, po podpisaniu pakietu integracyjnego z Rosją, wziął do ręki ogromny kieliszek wódki, wypił duszkiem i ostentacyjne rzucił o kremlowską posadzkę. Powtórzenie dzisiaj tego zabiegu przed kamerami mocno podparłoby „koronawirusowe” tezy Łukaszenki.
Nie ma co jednak rozprawiać o szkodliwym (choć w przypadku Białorusi i koronawirusa raczej pozytywnym) wpływie wódki na ludzki organizm. Celowo nieco przerysowałem ten wątek, gdyż jest on idealnym przykładem podejścia białoruskich władz do problemu, z którym od wielu tygodni zmaga się cały świat. Bagatelizowanie zagrożenia, zawarte w słowach głowy państwa, to irracjonalizm w czystej (i znów nawiązanie do wódki) postaci. Dowodem na skalę problemu wynikającego z epidemii koronawirusa na Białorusi jest oficjalna liczba zarażonych, podana przez Mińsk w momencie pisania tego artykułu. Otóż 5 maja na Białorusi zdiagnozowano blisko 900 nowych przypadków zakażenia i wcale nie był to dobowy rekord w tym kraju. Dla porównania, tego samego dnia w Polsce poinformowano o 425 nowych potwierdzonych przypadkach. Również ogólna liczba zakażonych jest o kilka tysięcy większa na Białorusi. Dlaczego więc Łukaszenka trwale stoi na stanowisku, że wprowadzenie obostrzeń nie wpłynie na zmniejszenie rozprzestrzeniania się wirusa? Odpowiedź może być zaskakująca.
Napięte relacje
Jeszcze na długo przed wybuchem pandemii wielu ekspertów mówiło o kryzysie w relacjach Białorusi z Rosją. Widać to było w szczególności podczas negocjacji o pogłębieniu współpracy w ramach tzw. Państwa Związkowego (ZBiR). Według jednego z pierwszych, najbardziej optymistycznych wariantów do grudnia 2019 r. miały zostać podpisane wszelkie dokumenty, które de facto dałyby podstawy do rozpoczęcia aneksji Białorusi przez Rosję. Integracyjny wachlarz był bowiem bardzo szeroki. Wśród założeń było m.in. ujednolicenie sądownictwa oraz wielu instytucji państwowych. Nieoficjalnie mówiło się też o unifikacji rubla. Gdy wydawało się, że wszystko jest ustalone, Łukaszenka zaczął strzelać wypowiedziami, że o żadnej aneksji nie może być mowy. Rozprawiał o niepodległości Białorusi i o tym, że on sam nie będzie pierwszym i ostatnim prezydentem kraju. Taka retoryka niespecjalnie podobała się Rosji, czego efektem były perturbacje z cenami i dostawami ropy oraz gazu na Białoruś. Teraz temat integracji mocno wyhamował z powodu koronawirusa, co oznacza, że obu stronom wciąż daleko do osiągnięcia porozumienia. Część ekspertów zwróciła uwagę, że Łukaszenka zaczął grać na nosie Rosji i Władimirowi Putinowi, by w ten sposób zyskać coś od Zachodu. Oczywiście słów władz w Mińsku o chęci dołączenia do NATO nie należy rozpatrywać poważnie, jednak fakt, że 1 lutego z wizytą na Białoruś przybył amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo, musiał mocno zaboleć Putina.
Pokaz niezależności
Postawa białoruskiego prezydenta w ostatnich miesiącach może wskazywać, że chce on zademonstrować swoją niezależność od Rosji. Łukaszenka nie zgadza się z teorią, że chodzi na pasku Kremla, a wszelkie porozumienia z Kremlem uznaje za przejaw dobrosąsiedzkich stosunków, a nie finansowo-gospodarczej kroplówki, bez której Białoruś by nie przetrwała. Teraz, gdy wszystkie kraje, także Rosja, idą w podobnym kierunku walki z pandemią, Łukaszenka prze pod prąd. Pojawiły się teorie, że to kolejny prztyczek w Putinowski nos i zademonstrowanie, że skoro Łukaszenka jest prezydentem kraju, to może rządzić nim, jak chce. Problem jednak w tym, że coraz więcej obywateli ma za złe władzom, że nie wprowadziły restrykcji. W jednym z sondaży aż 70 proc. Białorusinów zażądało zamknięcia miejsc publicznych, a ponad połowa szkół i przedszkoli. Sytuację na Białorusi wzięła pod lupę nawet Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), wysyłając tam specjalną misję. Tymczasem mijają kolejne dni, liczba chorych się zwiększa, a restrykcji jak nie było, tak nie ma. – Podjąłem decyzję, że będziemy działali w zależności od sytuacji. Jeżeli będziemy musieli izolować ludzi czy wprowadzić kwarantannę, zrobimy to. Na razie nasi obywatele tego nie potrzebują – powiedział Łukaszenka przed kilkoma dniami. Tymczasem w Rosji do 11 maja obowiązują z powodu pandemii dni wolne od pracy. Ogólnokrajowa kwarantanna ma być przedłużana do momentu wprowadzenia skutecznego leku na COVID-19. Jeden z mniej optymistycznych scenariuszy zakłada, że obostrzenia, w zależności od dalszej skali zachorowań, mogą obowiązywać w Rosji nawet do połowy przyszłego roku. W obliczu niebezpiecznej sytuacji Putin zdecydował się na podjęcie bardzo ważnej dla obywateli decyzji.
Kto wygra na paradzie
Zaplanowana na 9 maja w Moskwie na placu Czerwonym parada wojskowa, związana z obchodzonym wówczas Dniem Zwycięstwa, została odwołana. Wielotygodniowe próby do tego przedsięwzięcia były początkowo kontynuowane w normalnym trybie, potem z zachowaniem środków ostrożności, jednak ostatecznie na Kremlu uznano, że kilka tysięcy żołnierzy może stać się epidemiczną bombą, która jeszcze bardziej pogrąży Rosję. Z kolei na Białorusi przygotowania do sobotniej parady trwają. Łukaszenka ani myśli zrezygnować z państwowych obchodów Dnia Zwycięstwa. – Nie możemy odwołać defilady. Po prostu nie możemy. To emocjonalna, bardzo ideologiczna sprawa. Ci ludzie w czasie wojny umierali, być może także od wirusów i z powodu innych chorób. Umierali za nas, jak patetycznie by to brzmiało – uzasadnił prezydent. WHO już ostrzegła, że organizacja parady może nieść za sobą gigantyczne ryzyko, szczególnie gdy większość będą na niej stanowiły osoby starsze, najbardziej podatne na zarażenie koronawirusem.
Jak widać, nawet taka sytuacja jak pandemia może odkryć polityczne karty, czego przykładem jest odmienne podejście Rosji i Białorusi do walki z wirusem. Putin, wprowadzając kwarantannę i liczne obostrzenia, nieco zyskał w oczach społeczeństwa, co niewątpliwie przyczyni się do wzrostu słupków popularności w sondażach. Przywódca Rosji wygrał pragmatyzmem, czego nie można powiedzieć o Łukaszence. Jeżeli okaże się, że po najbliższym weekendzie skala zachorowań na Białorusi wystrzeli w górę, prezydent będzie pierwszym odpowiedzialnym za ten stan rzeczy. A w takiej sytuacji trudno przypuszczać, by cała rzesza Białorusinów wychyliła kolejne kieliszki za zdrowie „ojca” narodu i nadal słuchała jego wysublimowanych rad, skoro on sam nie dba o swoich obywateli.
     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów gpcodziennie.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gpcodziennie.pl

W tym numerze